Ogłoszenia

Postanowiłam znów poświęcić się pisaniu. Może nie aż tak, jak niegdyś, ale chciałabym móc pisać tak lekko. Ostatnio szło mi naprawdę topornie. Cokolwiek wyklepałam na klawiaturze czy rozpisałam atramentem, było nudne, oklepane albo za słodkie. Dlatego zamysł na (nienazwany jak dotąd) przerywnik ;)


Każdego, kto czyta, proszę o komentowanie. Wystarczy zwykła buźka. To potrafi bardzo zmotywować do dalszego pisania ;)

sobota, 7 grudnia 2013

Rozdział 9

Cześć,
wiem, że rozdział miał być nieco wcześniej. Chciałam dodać go na Mikołajki, ale nie miałam czasu, aby dokończyć. Dlatego dodaję dzisiaj ;)
W związku z opóźnieniem rozdział jest nieco dłuższy (albo tak mi się wydaje...).
Jestem ciekawa, jak wyobrażacie sobie dalszą akcję i czy pokryje się ona z moimi planami. Rozdziały, które wyszły są raczej mroczne, smutne i przytłaczające, jednak obiecuję, że to się zmieni.
Następny rozdział pojawi się na Święta.
Pozdrawiam, Tyśka xD



Siedziała na schodach tak długo, aż uczniowie zaczęli się zbierać na posiłek. Wstała i podążając za większą grupką jakichś czwartorocznych podążyła do stołu swojego domu. Usiadła na samym końcu i zaczęła jeść, ale to co spożywała, nie smakowało jej. Załamana stwierdziła, że równie dobrze może jeść zmiękczoną podeszwę buta, a i tak nie poczułaby różnicy. Zostawiła ledwie napoczęte śniadanie i wstała od stołu.
Profesor McGonagall zawsze jadła wcześniej niż inni, więc z pewnością była już w swoim gabinecie. Jennifer zostawiła Wielką Salę i chwilę później pukała do dużych, ciężkich drzwi.
-Proszę. - Po usłyszeniu odpowiedzi, Jennifer ostrożnie weszła do środka.
-Pani profesor? - Dziewczyna podeszła do katedry, stojącej prawie na końcu pomieszczenia. Za nimi rozciągał się tunel, prowadzący do prywatnych kwater nauczycielki.
-Ach, panna Dursley, miło panią widzieć.
-Dzień dobry.
-Może zastanawiasz się, dlaczego wybrałam cię na Prefekta zamiast Hermiony?
-Przemknęło mi takie pytanie przez głowę.
-Cóż... Hermiona to wspaniała czarownica, ale. Tak, jest pewne "ale". Usiądź, proszę. Pani Weasley, matka Ronalda, przysłała mi wiadomość, że chce by jej najmłodszy syn, Ronald, ożenił się.Na jego narzeczoną, oczywiście, po rozmowie z rodzicami, wybrała Hermionę Granger. Najprawdopodobniej jeszcze na koniec tego roku się dowiedzą, a w czerwcu rozpoczną przygotowania do ceremonii. Zapewne mimo swojego zamieszkania w Little Whining zorientowałaś się, że zbliża się wojna. Ludzie są zdesperowani. A czarodzieje dodatkowo przerażeni. Rodzice chcą jak najszybciej zaślubić swoje dzieci.
Jennifer słuchała zdziwiona. Z tego, co zauważyła Ron i Hermiona byli dobrymi przyjaciółmi, ale nie łączyło ich żadne głębsze uczucie. Różnili się jak woda i ogień, a mimo to pani Weasley (jakąkolwiek osobą by nie była) chce ich połączyć... Zapowiadała się pokaźna tragedia.
-A co ja mam z tym wspólnego?
-Panna Granger nie będzie w stanie pełnić funkcji Prefekta. Prefekt ma obowiązki i etykietę, której musi przestrzegać. Z resztą, było to omówione podczas podróży.
-Rozumiem.
-Uważam więc, że tę sprawę mamy wyjaśnioną. Co do twojego dormitorium. Znajduje się pod dormitorium klas drugich. Hasło to tibi obedit, ale radziłabym je zmienić.
-Tibi obedit? - Jennifer zbladła, przypominając sobie, skąd zna hasło. - To nie jest z łaciny? Posłuszny tobie?
-Bardzo dobrze, panno Dursley. Więc... skoro już wszystko omówiłyśmy...
-Tak, dziękuję. - Jennifer zebrała się z komnat McGonagall. Gdyby odwróciła się w drzwiach, zobaczyłaby smutek na twarzy profesor, widziałaby także łzy napełniające jej oczy. Być może zrozumiałaby to, gdyby znała życie swojej opiekunki domu. Jednak dziewczyna wyszła, nie oglądając się za siebie.

Wróciła do dormitorium Gryfonów. Na szczęście dla niej nie było tam dużo osób, dlatego bez większego przyciągania wzroku stanęła przed drzwiami swojego dormitorium.
-Tibi obedit. - Drzwi rozmyły się. Jennifer przekroczyła próg, a gdy się odwróciła, wejście już było całkowicie normalne. Pokój był całkiem przestronny i urządzony o wiele cieplej niż Malfoya. Na ciemnoczerwonych ścianach połyskiwał złoty wzorek układający się w spirale, zakręcone wstążki, serpentyny. Pomieszczenie było okrągłe, z jedną płaską ścianą przylegającą do Pokoju Wspólnego. Mniej więcej po środku pokoju stało łóżko. Dziewczyna przysunęła je różdżką do ściany, a po lewej stronie ustawiła swój kufer. Tuż obok dużego okna stała stara hebanowa szafa.  Obok niej mały stoliczek, a przy nim dwa krzesła. Na przeciwko okna miejsce zajmował bujny fotel, wyściełany ciepłym sztucznym futerkiem. Na podłodze połyskiwał dywan z herbem Hogwartu, a w każdym z rogów widniał znak Gryffindoru. Ogólnie pokój utrzymany był w barwach honorowych Gryfonów. Mimo że Jennifer kochała swój dom, robiło jej się lekko niedobrze, gdy przebywała w tak mocnych i intensywnych kolorach.
Uśmiechnęła się do siebie. Kilkoma ruchami różdżki i zaklęciami zmieniła niemal całkowicie kolorystykę. Dywan przybrał barwy brązu oraz beżu. Okno zdobiły pomarańczowa zasłony, ściany nabrały nieco jasności, przez co kolor stał się przyjemniejszy dla oka. Złote malunki stały się czytelniejsze.
-Animus est maximum thesaurum. Odwaga jest największym skarbem. - Przeczytała cicho Jennifer, nieświadoma że mówi na głos. - Motto Gryffindoru.
Jennifer położyła się na łóżku. Pościel ociekała wręcz złotem. Dziewczyna zmieniła ją leniwie na czarną. Poczuła się troszkę szczęśliwsza. W końcu miała swój wymarzony kąt. Wyciągnęła różdżkę i na suficie namalowała jakieś podobizny ludzi. Żadna z nich nie miała dokładnie określonej twarzy ani postury. Kontury zacierały się, nachodziły na siebie.
Mocne walenie do drzwi jej dormitorium sprawiło, że podskoczyła na łóżku. Gwałtownie wstała, chwyciła różdżkę i stanęła w drzwiach, otwierając je szybko. Na progu stała Ginny.
-Chodź, szybko! - Zawołała ruda i już biegła do Pokoju Wspólnego. Jennifer zamknęła za sobą drzwi, zabezpieczyła kilkoma szybkimi zaklęciami i pobiegła zobaczyć, co się dzieje.
Uczniowie stłoczyli się pod ścianami, robiąc miejsce dwójce walczących. Harry Potter leżał na ziemi, ścierał krew z rozciętej wargi i patrzył z czystą nienawiścią na Finnigana. Z kolei Prefekt już zacierał ręce, aby ponownie zlać Złotego Chłopca.
-Expeliarmus! - Wrzasnęła Jennifer, wchodząc do kręgu. Obaj polecieli do tyłu, uderzając plecami o ściany Pokoju Wspólnego. - Gin, zawołaj profesor McGonagall.
-Tak jest! - Ruda ulotniła się w mgnieniu oka.
-Rozejść się do swoich dormitoriów! Będziecie wzywani do profesor McGonagall w celu ustalenia winy i przebiegu wydarzeń, ale na razie opuście to miejsce! - Jennifer wciąż trzymała wyciągniętą różdżkę. Kierowała ją na przemian na Finnigana i Pottera. Uczniowie niechętnie się rozchodzili, opuszczając Pokój Wspólny. Chowali się w dormitoriach bądź też wychodzili. Po dłuższej chwili pojawiła się opiekunka domu.
-Panie Finnigan, panie Potter i panno Weasley, proszę o pozostanie. Panią, panno Dursley również. - Poprosiła kobieta i zmęczona usiadła w jednym z ulubionych fotelów Wielkiej Trójcy, na przeciwko kominka. - Panie Finnigan, bardzo się na panu zawiodłam. Wobec czynów, które się pan dokonał jestem zmuszona zawiesić pana na tydzień w prawach ucznia. Jest to równoznaczne z całkowitym oddaniem Odznaki Prefekta. Natomiast pan, panie Potter, całkowicie mnie zaskoczył. Myślałam, że jest pan na tyle dorosły i inteligentny, by wiedzieć, że niektórych rzeczy panu nie przystoi. Przez dwa tygodnie będzie pana obowiązywać szlaban z panem Filchem. Dzięki pomocy panny Weasley i szybkiej reakcji panny Dursley obyło się bez rozlewu krwi. Powinnam wam odjąć punkty, a paniom je przyznać, więc punktacja pozostaje bez zmian. Panno Dursley, w najbliższych dniach poinformuję panią, kto został drugim Prefektem.
-Tak, pani profesor.
-Mam dużo spraw na głowie, więc was zostawiam. Panno Dursley, proszę zabrać rannych do pielęgniarki. Obawiam się, że to nie były przelewki...
-Tak, pani profesor.
-Jeśli taka sytuacja zdarzy się po raz drugi, będę zmuszona zawiadomić dyrektora oraz Ministerstwo Magii. Mniemam, że rozumiecie, co to znaczy dla was i szkoły. - McGonagall spojrzała surowo na uczniów. Westchnęła i wyszła.
Z dormitoriów zaczęli powoli wychodzić Gryfoni. Hermiona od razu podbiegła do Harry'ego i zaklęciem zasklepiła mu rozcięcie na twarzy. Zaciekawiona Jennifer przyglądała się reakcji Rona. Rudzielec stał obok i przyglądał się temu, poświęcając prawie całą uwagę na mściwe spojrzenia na Finnigana.
-Nie myśl, Potter, że sprawa się rozwiązała. - Ostrzegł Finnigan.
-Dopiero się zaczęła. - Harry już stał, po jego obu stronach byli przyjaciele.
-Żebyś wiedział!
-Nie obchodzi mnie, o co macie uraz - zaczęła Jennifer - ale na przyszłość trochę pomyślcie. Jako Prefekt odejmuję wam po dziesięć punktów za groźby.
-Słuchaj, Dursley. - Finnigan podszedł do niej. - Mam gdzieś pieprzone punkty, rozumiesz? Teraz bawimy się nieco inaczej i jeśli myślisz, że możesz mi grozić odebraniem punktów... Choćbym je wyzerował, Granger i tak je nadrobi, jasne?
Finnigan mierzył ją spojrzeniem. W końcu prychnął i odwrócił się. Jennifer machnęła różdżką. Chłopak zawisł z dwa metry nad ziemią.
-Nie, nie jest jasne, Finnigan. Jesteśmy w szkole, więc twoje zabawy mnie nie obchodzą. Rozumiesz?
Dziewczyna wykonała gwałtowny zwód nadgarstkiem, a Gryfon zrobił salto.
-Zapytałam, czy rozumiesz? - Wokół dziewczyny zrobiło się pusto. Harry zwiesił głowę zrezygnowany, reszta stała z rozszerzonymi oczami, zdziwieni zachowaniem Jennifer.
-T-tak...
Jennifer opuściła go na dywan. Rozejrzała się.
-Rozejść się. Nie macie nic do roboty?
Tłum rozpłynął się w kilka sekund. Jennifer wróciła do swojego dormitorium. Wiedziała, że od dziś będzie musiała cały czas zakładać maskę pyskatej, nieustraszonej Prefekt Gryfiindoru.

*****
*godzinę wcześniej*

-Ron, widziałeś moją Mapę? - Krzyknął Harry, przewracając wszystko na swoim łóżku do gry nogami. - Ron? - Złoty Chłopiec wychylił się zza zasłony. Dormitorium było puste. - Ron?!
-No co...? - Z łazienki wyszedł rudowłosy chłopak ubrany jedynie w bokserki i podkoszulek.
-Pytałem, czy widziałeś moją mapę?
-Jaką mapę...?
-Labiryntu Fauna! A jak myślisz? - Rudzielec przekrzywił głowę i usiadł na swoim łóżku. - Huncwotów. Mapę Huncwotów.
-Nie.
-Nie mogę jej znaleźć.
-Może posprzątaj dookoła?
Harry posłał mu piorunujące spojrzenie. Nauczył się  go dawno temu od Jennifer. Zazwyczaj nie miał powodu, aby kogokolwiek miażdżyć tak spojrzeniem, ale tym razem Ron go zirytował. Rudzielec nie rozumiał, jak wiele odpowiedzialności spoczywało na nim, sławnym Harry'm Potterze. Nie miał czasu na coś tak banalnego jak sprzątanie. Zrobią to za niego skrzaty, gdy tylko dormitorium będzie puste.
Harry wsunął się pod łóżko i przyświecając sobie różdżką, przesuwał znajdujące się pod nim przedmioty.
Rozległo się pukanie do drzwi, Harry uderzył się w głowę, Ron z kolei stał bez koszulki, gdy weszła Hermiona.
-Cześć, chłopaki. - Przywitała się, wchodząc głębiej.
-Czeeeeeeść. - Ron ziewnął, lecz dzięki naukom Hermiony zasłonił usta. Dziewczyna uśmiechnęła się. Przeniosła wzrok na wystające nogi Harry'ego. Posłała rudzielcowi pytające spojrzenie. - Szuka Mapy Huncwotów.
-Harry... chyba nie zgubiłeś czegoś tak ważnego?
-Nie wiem! Nie mogę znaleźć!
-Accio Mapa Huncwotów! - Hermiona rozglądała się po dormitorium, ale nie mogła dostrzec żadnego ruchu.
-Już próbowałem. Bliźniaki musieli tak zaczarować Mapę, żeby na to nie reagowała. - Harry wypełzł spod łóżka, potrząsnął głową, strzepując kurz.Usiadł na materacu i zaczął się rozglądać. Wstał, podszedł do szuflady i zaczął tam wywracać wszystko do góry nogami.
-Hej, Harry! Harry! - Hermiona próbowała go uspokoić. Dopiero, gdy złapała go za ramię, spojrzał na nią. - Usiądź. Zaraz ją znajdę. - Chłopak spojrzał spanikowany na przyjaciół, ale kiwnął głową i poszedł do łazienki.
Hermiona westchnęła, odsłoniła wszystkie zasłony. Machnięciami różdżki podniosła całą pościel, od nowa nałożyła koc, prześcieradło, poduszki i kołdrę. Nakryła to narzutą. Jednym prostym zaklęciem, posprzątała pod łóżkiem obu chłopaków. Ron uśmiechnął się do niej, dziękując. Z cierpiętniczą miną podeszła do kufra Harry'ego. Chociaż uważała go za naprawdę porządnego chłopaka, obawiała się stanu znajdujących się tam rzeczy. Otworzyła wieko i zaraz z powrotem je zamknęła.
-Co jest? - Tuż koło niej pojawił się Ron. Dziewczyna cofnęła się, a on podniósł wieko. - O, a ja zastanawiałem się, gdzie są jego brudne ciuchy. Bo nie widziałem, żeby je chociaż odświeżał. A on je tu schował! - Ron cieszył się, jakby znalazł niezwykły skarb.
-Pasjonujące, Ron. - Żachnęła Hermiona i uprzątnęła syf. W tym czasie wrócił Harry. Spojrzał krytycznie na swoje łóżko.
-Już wiem! - Krzyknął i podbiegł do swojej szkolnej torby, wywrócił książki na narzutę. Razem z nimi wysypał się brud, zalegający wcześniej na dnie torby. Zrezygnowana Hermiona bez słowa wyszła z dormitorium. - A jej o co chodzi?
-Cóż... posprzątała całe łóżko. Mogłeś się chociaż tego domyślić.
-Co? - Harry spojrzał na miejsce, gdzie siedział przyjaciel, ale Rona nie było. O co im chodzi? Wzruszył ramionami i wyjął Mapę. Schował ją do kieszeni koszuli i wyszedł na śniadanie.
Posiłek zjadł w towarzystwie Neville'a, Luny i Ginny. Hermiona i Ron chyba się na niego obrazili. Zignorował to. Będą chcieli być sławni, to do niego wrócą.
Harry naprawdę bardzo chciał to zignorować, ale był wkurzony. Czy nie mogą się wykazać odrobiną zrozumienia? Przecież on ma na głowie wyzwolenie świata od Voldemorta. Tak trudno zrozumieć, że ciąży na nim presja? I to nie tylko Dumbledore'a, ale też mediów, czarodziei i uczniów całego Hogwartu. Kobiety mają nadzieję urodzić swoje dzieci w świecie bez potwora, który za krzywe spojrzenie może je zabić. Mężczyźni chcą się bawić, nie martwiąc się, czy za jakikolwiek przejaw chociaż małego egoizmu nie zostaną napadnięci przez Śmierciożerców.
Zrezygnowany wszedł do Pokoju Wspólnego. W przejściu zderzył się z Finniganem.
-Jak chodzisz, Potter?
-Co po nazwisku, to po pysku. - Warknął Harry. Nie dość, że był wkurzony na przyjaciół, to Finnigan go irytował.
-Że co? - Prefekt Gryffindoru odwrócił się do niego. - Chyba nie dosłyszałem.
-Nie obchodzi mnie to.
-Słuchaj, mam gdzieś, że jesteś Złotym Chłopcem i masz wyzwolić nasz świat spod władzy Sam-Wiesz-Kogo. Jestem Prefektem i masz okazywać należny mi szacunek!
-Wiesz co? Możemy się zamienić! Z przyjemnością pozbędę się wszystkiego, co tyczy się Voldemorta! Mam go dość. I was wszystkich też!
-Możesz się wynieść!
-A wiesz, to chyba dobry pomysł. - Zironizował Harry.
-To, co tu jeszcze robisz?
-Odpowiadam na pytania idioty, jeśli nie zauważyłeś.
-Co takiego? - Finnigan popchnął Pottera. Obaj znaleźli się w salonie. Harry nie czekał, z przyjemnością zamachnął się na chłopaka, ale Finnigan zablokował jego cios i walnął go w szczękę. Potter zamarkował uderzenie w twarz, ale z całej siły drugą ręką przyłożył w brzuch. Prefekt zgiął się w pół. Popchnął Harry'ego na podłogę. Miał się zamachnąć, ale potężne Expeliarmus odrzuciło ich na ściany. Pani Prefekt, Jennifer Dursley wszystko zepsuła.

*****

Draco został sam w dormitorium. W jego myślach znajdowała się głównie Dursley. Nieważne, o czym innym pomyślał, wszystko sprowadzało się do tej dziewczyny. Westchnął i ułożył się wygodnie na łóżku.
Przypomniał sobie łakome spojrzenie Diabła, gdy patrzył na tę dziewczynę. On też miał na nią ochotę.
-On też? Jak to "on też"? To wygląda tak, jakbym ją chciał. - Zganił się cicho Draco. - Chcę się nią tylko zabawić.
Spojrzał na baldachim. Zupełnie inny był w jego pokoju. Matka niedawno się poddała i nie urządzała mu pokoju. Była przewrażliwiona na jego punkcie i zawsze chciała coś poprawić. Od kiedy na nią nakrzyczał, zostawiała go w spokoju. Matka.

-Draco, usiądź na chwilę. - Odezwała się Narcyza, gdy przechadzał się po ogrodzie. Posłusznie zajął miejsce obok niej. - Jak się czujesz?
-Dobrze, matko. A ty?
-Też dobrze. Nie będę cię zwodzić słowami, powiem od razu. - Mimo słów umilkła na chwilę. - Czarny Pan ma plany wobec ciebie. Dlatego do końca roku szkolnego masz przedstawić nam swoją wybrankę na żonę. Na wakacje weźmiecie ślub. A na koniec roku potomek ma być w drodze.
-Słucham?
-Nie przesłyszałeś się, Draco. Taka jest wola twojego ojca i Czarnego Pana.
-Mamo... - Draco ściszył głos. - Dlaczego on mieszka u nas?
Kobieta rozejrzała się. - Twój ojciec jest jego wiernym sługą. - Wyprostowała się. - Poza tym tak nakazuje tradycja. Tradycja w rodzinach czystokrwistych. Każdy w wieku siedemnastu lat podejmuje za żonę inną czystokrwistą czarownicę.

Draco zacisnął wargi. Nie chciał jeszcze się żenić. Chciał być wolny, móc zakosztować życia. Nie chciał być taki, jak ojciec. Odkąd pamiętał rodzice nie mieli między sobą dobrych kontaktów. Matka zawsze była przy ojcu posłuszna, uległa. Gdy sama musiała zarządzać domem, pamiętał ją jako kobietę konsekwentną, zdecydowaną, pewną siebie i rozsądną. Zupełnie się wtedy zmieniała. Kilka razy nawet szczerze się śmiała. A uśmiechnięta wyglądała naprawdę pięknie.
Ojciec z kolei często znikał na całe noce, rano wracał w pomiętych ubraniach, często miał na policzkach ślady po wyszminkowanych ustach. Na wierzch byle jak zarzucał wierzchnią szatę. Gdy tylko Draco go widział w takim stanie, ojciec rzucał mu pogardliwe spojrzenie. Z czasem, gdy młody Malfoy dorastał zaczął mu odpowiadać równie gardzącym spojrzeniem. A gdy Draco dołączył do grona Śmierciożerców, patrzył na ojca z wyższością.
Nagle, nie wiedząc czemu, Draco zapragnął zobaczyć uśmiech matki. Widzieli się zaledwie wczoraj. Jedyną osobą, o którą młody Malfoy bał się najbardziej na świecie była jego matka, Narcyza Malfoy.

*****

Hermiona była zirytowana. Rozumiała, że Harry ma na głowie coś więcej niż naukę. Pomagała mu jak mogła. W trzeciej klasie ukradła nawet składniki Snape'owi, żeby uwarzyć eliksir wielosokowy. Nie usłyszała "dziękuję". Gdy Harry brał udział w Turnieju Trójmagicznym do późna wertowała księgi w poszukiwaniu czegoś, co pomoże mu w walce ze smokiem, czy pod wodą. Znów nie usłyszała "dziękuję". Ale chyba najbardziej ze wszystkiego zdenerwowała się za dzisiaj. Posprzątała mu całe łóżko, a on to zignorował! Nic, żadnego głupiego, pieprzonego "dziękuję".
Poczuła na ramieniu czyjąś rękę. Chciała ją odtrącić, ale ktoś mocno ją przytulił. Wtuliła się w pierś Rona i pozwoliła łzom płakać. Była mu wdzięczna.
-Chodźmy na spacer na błonia. - Zaproponował.
Hermiona pokiwała jedynie głową. Złapał mocno jej rękę i ciągnął za sobą, torując drogę. Ominęli Wielką Salę, do której wszyscy szli na śniadanie. Hermiona wiedziała, że Ron był głodny, jednak podziwiała to, że nawet tam nie spojrzał.
Wyszli na dwór. Wiatr uspokoił się. Zza chmur wychylało słońce, lecz nad Zakazanym Lasem gromadziły się ciemne chmury.
Ron wciąż nie puszczał jej ręki, ale zwolnił, by mogła iść równo z nim. Nie czuła się przy nim skrępowana. Rozumiał ją lepiej niż ktokolwiek; też był przyjacielem Harry'ego.
-Przepraszam, Ron. - Odezwała się cicho. - I dziękuję.
-To powinien powiedzieć Harry. - Powiedział ponuro rudzielec, patrząc przed siebie.
-Powinien. - Przytaknęła.
-Właśnie. Dzięki, że ogarnęłaś syf pod moim łóżkiem.
Hermiona roześmiała się. Ron uśmiechnął się, a po chwili śmiał się z nią. Łzy całkowicie zniknęły z jej twarzy.

*****

Było koło drugiej w nocy, gdy drzwi wejściowe trzasnęły za wchodzącym ojcem. Dudley przebudził się. Słyszał jak matka coś mówi do ojca, stuka talerzem albo szklanką i w końcu jak go policzkuje. Po chwili rozległy się jej zdenerwowane kroki na schodach. Dudley wstał i podniósł śpiącego Josha. Wszedł do pokoju Jen. Zazwyczaj tam nie wchodził, ale dzisiaj nie miał ochoty schodzić na dół, na kanapę. Tam pewnie będzie spał ojciec.
-Petunio! - Zawołał ojciec. Chłopak poznał, że jest całkowicie spity. Położył Josha i wyszedł. Zabrał butelki i zszedł na dół. Ojciec stał jedynie w bokserkach i pochylał się nad lodówką. Dudley przeszedł do garażu i tam włożył butelki do skrzynki. Rano odwiezie je do sklepu. Wracając, zauważył, że ojciec rozsiadł się w salonie z butelką jednego z lepszych win. Nie wziął nawet lampki.
-Dudley! - Zawołał go ojciec, gdy go mijał. - Chodź tu, synku! Chodź do swojego ojca. Tylko ty mi już zostałeś...!
Dudley stanął w progu salonu. Patrzył na ojca z pogardą. Pokręcił głową i wszedł na schody. Zajrzał do swojego pokoju. Ben spał przytulony do Maggie. Dziewczyna wyglądała, jakby spała bardzo czujnie. Krzyki ojca na szczęście jej nie obudziły, ale chłopak i tak włączył płytę z muzyką klasyczną. "Cztery pory roku" Vivaldi'ego. Uśmiechnął się. "Wiosna". Jen uwielbiała ten utwór.
Jen. Wyjechała wczoraj. Chociaż stracili tę niezwykłą więź, wciąż pozostawali rodzeństwem. W głębi serca Dudley cieszył się, że Jen wyjechała. Nie musiała oglądać pijanego ojca. Dobrze nawet, że Harry wyjechał. Nie chciał, aby ktokolwiek wiedział, jak źle jest w jego domu. Lepiej, aby wszyscy wierzyli, że należą do zżytej i kochającej się rodzinki.
-Coś się stało? - Zapytała Maggie, podnosząc się na łokciu.
-Nie, nic. Śpij. Przy nim wypoczniesz. - Dudley podniósł puste opakowanie.
Maggie spojrzała na niego przeciągłym spojrzeniem. Spała w za dużej koszuli Dudleya. Josh wziął kilka najpotrzebniejszych rzeczy z domu, ale nie pomyślał o piżamach dla nich.
-Dobrze.
-No już, śpij. Dobranoc.
-Dobranoc. - Maggie uśmiechnęła się. Mimo ciemności Dudley to zauważył. Zrobiło mu się cieplej na sercu. Wyszedł ze swojego pokoju. Na korytarzy stała jego matka. Koścista odkąd pamiętał, ubrana w ciemny szlafrok wyraźnie odcinała się od jasnych ścian.
-Mamo? Co się stało?
-Dudley... - Kobieta odwróciła się. To wystarczyło. Na policzku matki ciemniał siniak.
-To ojciec?
Kobieta nie odpowiedziała, nie musiała. Dudley zacisnął pięści. Dawno temu obiecał matce i Jen, że nic mu nie zrobi, dopóki nie będzie pełnoletni. Jeszcze tylko rok.
Tylko rok, tatusiu.

2 komentarze:

  1. Niech Vernon już się szykuje - Dudley da mu popalić ;)
    Potter uczestniczy w bójkach? Stacza się chłopak,
    Hermiona załamana? E tam ona da sobie ze wszystkim radę to przecież Hermiona ;D
    Już jest planowany ślub? Ale ty się z tymi małżeństwami śpieszysz - przerażające XD No cóż muszę doczekać świąt aby się dowiedzieć co dalej ;) Pozdrawiam ;*
    PS Więcej Jen !!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow, normalnie takich akcji się nie spodziewałam :D Tzn. z tym Malfoy'em to mogłam się domyślić, że chce wykorzystać dziewczynę, ale ze starym Dursleyem? Tego po nim się nie spodziewałam. Faktycznie coraz smutniejsze te rozdziały, ale jakoś tak nie przeszkadza mi to. Oczywiście nie w nadmiarze :D Czekam na kolejne rozdziały ;)

    OdpowiedzUsuń