-Nie jesteś na mnie zła za ten pokaz talentów, prawda, Jennifer?
-Neville, dlaczego miałabym być zła? Sam mówiłeś, taki pomysł jest lepszy niż jego brak.
-Ale nie chciałaś, aby się zgodzili.
Nie, nie chciałam.
-To nie tak. Po prostu przed nami wybrano już pomysły, więc myślałam, że odmówią, to wszystko.
-To dlaczego zaczęłaś się sprzeczać, gdy Malfoy się nie zgodził?
-Bo chciałam ratować honor Gryffindoru? Poza tym, Neville, czy ta rozmowa musi się dziać akurat podczas patrolu?
Wolałabym, aby wcale nie miała miejsca.
-Jak chcesz. A jeśli chodzi o jutro, to nie mogę ci pomóc.
-Dlaczego? Coś się stało?
-Nie, nic, ale muszę coś załatwić. I nie mogę tego przesunąć. Z resztą wiesz, że nie jestem myślicielem. Idź do Hermiony, może ona będzie mieć jakieś pomysły.
-Jasne, Neville, dzięki.
Już widzę, jak do niej idę.
-Hej! Po dziesięć punktów od każdego za nieprzestrzeganie ciszy nocnej! - Krzyknęła Jeniffer, gdy zauważyła całującą się parę: Puchona i Krukonkę. - Natychmiast do dormitoriów!
*****
Jennifer przeciągnęła się na łóżku, otworzyła oczy i przez chwilę wpatrywała w sufit. Zapowiadał się kolejny długi dzień.
Gdy zeszła na śniadanie do Wielkiej Sali czuła na sobie czyjeś spojrzenie, ale to zignorowała. Miała na sobie regulaminowy mundurek, ciemny makijaż i glany. Nic więc dziwnego, że przyciągała spojrzenia. Usiadła na swoim stałym miejscu, a do niej przysunęła się Ginny.
-Cóż za zmiana charakteru. Coś się stało? - Zapytała, podając jej kanapkę. Jennifer wzięła ją do ręki i przyjrzała się.
-Nie. Po prostu zaczynam mieć dość całego świata.
-A no tak. Neville opowiadał, że ta wredna fretka się do ciebie przyssała.
Jennifer skrzywiła się.
-Nie nazywaj tak tego. I nie chcę o nim rozmawiać. Z resztą to nie tylko przez niego. A tak w ogóle. czemu mi dałaś swoją kanapkę?
-Bo blado wyglądasz.
-Wyglądam jak zawsze, Gin. Co w niej jest?
Rudowłosa westchnęła.
-Nic. Harry mi dzisiaj powiedział, że przytyłam.
-Harry? Harry ci tak powiedział?
-No nie dosłownie, ale dał mi zrozumienia.
-Mówiłam ci już, żebyś go sobie odpuściła. Nie jest tobą zainteresowany.
-Wiem, mówiłaś, ale... jakoś tak nie umiem, nie mogę...
-Znajdź sobie kogoś innego do wzdychania.
-Ale kogo? Nie ma na kim... - Dziewczyna urwała nagle.
-Ginny?
-Malfoy się na nas gapił.
-Ugh! Prosiłam, żebyś o nim nie mówiła.
-Może się w tobie zakochał?
-Oczywiście, Ginny, to dlatego jest nie do zniesienia. Teraz wszystko jest jasne. Więc idź do niego i go oświeć, bo albo o tym nie wie, albo zapomniał, że wie.
-Aleś złośliwa. Ale wiesz co? Podejdę i mu to powiem!
-Okej. Czekaj, co?!
Ginny Weasley wstała i odprowadzana wzrokiem Jennifer zaczęła iść w stronę Ślizgonów.
*****
Chłopak po raz kolejny zamknął księgę zawiedziony brakiem informacji na ten temat. Był za młody, według autorów, którzy rzucali zaklęcia na swoje dzieła, aby przeczytać to, co już wiedział. Gdy był młodszy, pokazano mu parę ksiąg bez cenzury. Poznał zaklęcia, zanim jeszcze miał własną różdżkę.
I właśnie z tego powodu Marcus Black był rozczarowany kolejną z ksiąg biblioteki Hogwartu.
Odesłał różdżką tomy na swoje miejsce. Dla wielu z nich przedział wiekowy zaczynał się od czternastu lat, więc dopiero na czwartym roku, będzie mógł zgłębić tę wiedzę.
Zaczął się zastanawiać, skąd właściwie ta fascynacja prostym eliksirem wielosokowym. Czy może raczej nie chodziło o sam proces jego robienia, a o poświęcony na to czas. Z pewnością powinno być coś, co pozwoli skrócić oczekiwanie. Może szukał w złym dziale? Jak nie eliksiry, to może zaklęcia? Albo jakiś rytuał?
Przebiegł wzrokiem po tytułach. Nie wiedział nawet, kiedy był już na odpowiednim dziale. Niemal czuł, że musi sięgnąć po jedną z ksiąg. Zaklęcia niestandardowe. Coś go przyciągało. Nie mógł teraz oderwać oczu od tego tytułu. Musiał ją mieć. Przeczytać. Zdobyć. Zapamiętać treść.
-Marcus? - Milicenta Bulstroode położyła mu swoją dłoń na ramienia. Czar prysł, a księga wydawała się już taka sama jak pozostałe. - Dobrze się czujesz?
-Tak, oczywiście, że tak, panno Bul... Milicento. - Uśmiechnął się do niej lekko.
-Wyglądałeś tak samo, jak Draco na pierwszym roku. Też próbował dostać się do tej książki. - Ślizgonka sięgnęła po nią. - Mówił, że go przyciągała, szeptała mu słowa zachęty. Teraz przeszkodziłam ci ja, wtedy to Potter uratował Draco. Sam teraz zaprzecza, ale to wrzask Pottera wybudził go z transu. Prosiłam kiedyś dyrektora, żeby usunął tę książkę, ale spojrzał na mnie i powiedział, że ta książka już dawno nie istnieje.
-Jest iluzją? - Odezwał się Marcus. Milicenta uśmiechnęła się zaskoczona.
-W pewnym sensie. Jest bardziej pragnieniem bycia i bycia użytecznym. Przyciąga każdego, który chce coś znaleźć.
-To nie za dobrze. Ale dlaczego jest tutaj?
-Bo nie znajdzie jej nikt, kto nie poszukuje odpowiedzi. Porozmawiam na jej temat z Prefektami.
-I powiesz, że to mnie... przyciągała?
-Nie, nie powiem o tobie. Jest znacznie więcej przypadków.
Marcus spojrzał na książkę. W ręce Milicenty wydawała się cienka i lekka.
-Dziękuję.
-Wracaj na zajęcia, Marcusie.
-Dobrze.
Marcus wciąż czuł potęgę tej książki. Nawet wtedy, gdy Milicenta dawno zniknęła mu z oczu, wiedział, że nie jest do końca sobą.
*****
-Ile zaklęć dziś ćwiczyłeś?
-Wszystkie, które mi zleciłeś, wuju.
-Umiesz je?
-Zgodnie z twoim poleceniem, tylko w teorii.
-Ćwiczyłeś odpowiednie ruchy nadgarstka?
-Tak, wuju.
-Tych masz się nauczyć na jutro.
Szelest papieru, gdy mężczyzna podawał stare, pożółkłe kartki zapisane drobnym, pochyłym pismem.
-Tak, wuju.
-Tę zapiski oddasz mi jutro z samego rana. I nie wolno ci zrobić kopii.
-Tak... wuju.
*****
-Dursley.
Nawet jego własny, ostry ton go zdziwił. Gryfonka zatrzymała się i spojrzała na niego. Nie odzywając się, usiadła naprzeciwko, obok położyła swoją torbę.
-Gdzie Bulstroode?
-Zaraz przyjdzie. Już się za nią tęsknisz?
Jennifer spojrzała na niego. Draco ciężko było ocenić, dlaczego tak patrzyła.
-Słów ci zabrakło?
-Co ci rano powiedziała Ginny?
-Co?
-Rano. Na śniadaniu. Już bardziej prymitywnie nie powiem. Nie będę ci sylabizować.
-Weasley ze mną nie rozmawiała.
-Widziałam, że rozmawiała.
-Mówię ci, że nie ze mną.
-A z kim?
-Z Blaisem.
-Po co?
-A skąd mam wiedzieć?
Dziewczyna znowu nie odpowiedziała. Jedną rękę położyła zgiętą na blacie, na niej oparła drugą. Paznokciami wybijała rytm. Po chwili przyłączyła się druga ręka. Draco oparł się na krześle. Obserwował, jak zmienia się twarz dziewczyny, gdy intensywnie myślała.
-Longbottom nie przyjdzie? - Zapytał, gdy wystukiwany rytm znów się uspokoił.
-Hm?
-Pytałem, czy Longbottom nie przyjdzie.
-Ma coś zrobienia.
Draco pokiwał głową. Nie wiedział, dlaczego, ale chciał podtrzymać rozmowę. Czuł, że powinien, że aby móc wygrać zakład z Blaise'm, musi zdobyć jej zaufanie.
-A tak w ogóle, co ty-
-Cicho. - Upomniała go, palce przestały bębnić. - Bulstroode idzie.
-Skąd wiesz?
-Słyszę.
Po chwili Draco usłyszał przyspieszony oddech i szybki, choć dalej elegancki krok Ślizgonki.
-Najmocniej przepraszam was za spóźnienie. - Odezwała się, gdy usiadła na trzecim boku stołu. Nonszalancko założyła nogę na nogę i spojrzała na nich przepraszającym wzrokiem. - Zatrzymano mnie.
-Nie musisz się tłumaczyć. - Rzuciła Dursley, a Milicenta uśmiechnęła się do niej łagodnie. - Ustalmy, co musimy, mam trochę pracy potem.
-Oczywiście.
Milicenta wyciągnęła pergamin, pióro i inkaust i zaczęli pracować nad projektem, który miał połączyć dwa pomysły.
Po dwóch godzinach burzy mózgów, rzucania pomysłów, zdenerwowania, wyzwisk i ostatecznego chwilowego zawieszenia broni między domami mieli zarysowane kontury projektu. Ustalili podział obowiązków. Dursley chwyciła swoja torbę i wstała, spojrzała na nich.
-Do jutra. - Powiedziała i odeszła stanowczym krokiem, a jej ciężkie buty prawie nie wydawały dźwięku.
-W porządku, Draco? Wyglądasz jakoś blado.
-Tak, Milicento, w porządku. Chyba po prostu jestem zmęczony. Odprowadzę cię i pójdę się przewietrzyć.
-Nie musisz mnie odprowadzać.
-To mój obowiązek: odprowadzić damę do jej azylu. - Draco uśmiechnął się czarująco. Ślizgonka jedynie westchnęła, założyła torbę na ramię i przyjęła oferowana pomoc.
-Do zobaczenia na patrolu o dwudziestej drugiej. - Odezwała się Milicenta, gdy Draco odprowadził ja pod dziurę w ścianie.
-Niestety, pamiętam.
*****
Dzisiejszego wieczora wiało. Noc nadchodziła coraz szybciej, więc Jennifer nie miała dużo czasu na ćwiczenia. Nie było Harry'ego, za co chyba była mu bardzo wdzięczna. Przez wiele myśli przebiła się informacja, że miał dzisiaj trening Quidditcha. Zaczęła rozciągać ciało. Ręce, tułów, nogi, kręgosłup. Przysiady, podskoki, wyskoki, trucht, przewroty, znowu podskoki, kilka kroków z baletu. Wirowała, tańczyła, podskakiwała. Szybciej. Wyżej. Mocniej.
Czuła każdy mięsień i każde ścięgno, które naprężało się, gdy wykonywała ruch. Zamknęła oczy, zawsze ćwiczyła w tym miejscu, znała już strukturę trawy, znała każde wgłębienie, górkę, odległość od wierzby i jeziora.
-Dursley?! - Dobiegł do niej krzyk, ale nie zatrzymała się, nie mogła, pochłonął ją jej własny świat. Wiatr się wzmógł, usłyszała grzmot. - Dursley!
Idź stąd!
-Dursley, całkiem ci odbiło?
Zostaw mnie.
Mocne ręce złapały ją za ramiona i odwróciły do siebie. Malfoy wyglądał na przestraszonego. Palce zacisnął zdecydowanie za mocno.
-Zaraz zamkną drzwi. - Powiedział poważnie.
-Znam skróty.
Malfoy uśmiechnął się szelmowsko, ale strach wciąż błądził w jego stalowoszarych oczach.
-Chyba się o mnie nie martwisz, co, Malfoy? - Rzuciła Jennifer, przyglądając mu się spod lekko przymkniętych powiek.
-Oczywiście, że nie. Miałbym za dużo papierkowej roboty z ustaleniem przyczyny twojej śmierci.
-Oczywiście. Wracajmy.
Dziewczyna schyliła się po torbę, dzisiaj nie odkładała jej do dormitorium, nie chciała nikogo spotykać. Przelotnie spojrzała na Zakazany Las.
-Co tam się dzieje?
-Gdzie? - Malfoy przysunął się do Gryfonki, aby lepiej widzieć.
-Domek Hagrida.
-Cholera, tam faktycznie coś się dzieje.
Wśród wirujących liści śmigały czerwone i zielone promienie zaklęć. Przez szum wiatru przebijało się ujadanie Kła. Wielka ciemna postać uciekała do lasu. Jennifer wyszła przed pień drzewa, za którym stali, wyciągnęła różdżkę.
-Co ty robisz?!
-A co mam robić? Atakuję wroga.
-Nie wiesz, kim są.
-Jeśli ktoś atakuje mój dom, nie mogę stać bezczynnie, Malfoy!
-Razem?
-Okej.
Stali ramię w ramię, mierząc we wroga. Atakujący byli daleko, ciężko byłoby ich trafić, ale Malfoy wiedział, że Jennifer się nie podda.
-Raz, dwa, trzy i!
Dwa promienie, niebieski i żółty złączyły się w jeden, i oplatając się, dotarły do jednego z atakujących. Rozległ się wrzask, w którym zawarto jedynie część bólu.
-Co to za zakl-
-Później. - Ucięła Jennifer. - Uciekają. - W głosie dziewczyny zabrzmiała ulga. - Idziemy do dyrektora.
Nagle powietrze zgęstniało, rozległ się szaleńczy, opętańczy śmiech. W Gryfonkę i Ślizgona trafiło jaskrawozielone światło.
*****
Neville siedział samotnie przy swojej części stołu. Z naprzeciwka zerkała na niego z niepokojem Milicenta Bustroode. Pozostali prefekci jeszcze nie zauważyli braku dwojga spośród nich.Profesor McGonagall zerkała na Neville'a, ale udawała pochłonięta rozmową z dyrektorem. Profesora Snape'a nie było.
Drzwi otworzyły się gwałtownie.
-Panie dyrektorze! - Harry wbiegł do sali. - Mamy problem.
-Tak, Harry?
Za Gryfonem stał przerażony Ron i lekko rozkojarzona Hermiona.
-Domek Hagrida spłonął! - Krzyknął Harry. - Oni go zaatakowali!
Ginny zatrzymała się w drzwiach. Miała ciężki, urywany oddech. Powoli podchodziła do nauczyciela, a gdy była już blisko i uspokoiła oddech, powiedziała coś cicho. McGonagall zbladła i wybiegła z dyrektorem. Neville, który siedział najbliżej również stracił kolory.
-Co jest? Co się stało?
-Jennifer i Malfoy w skrzydle szpitalnym.
*****
-Pomóż mi z piosenkami. Za miesiąc gramy w Marsie.
-Wiem. - Joshua westchnął i spojrzał na zeszyt z tekstami i nutami. - Jakie chcemy mieć brzmienie?
-Rock.
-Okej. Więc może to? Jest lekka i przyjemna. Chłopaki lubią ją grać, a ty spokojnie zaśpiewasz na wstęp. Rozbudzimy ludzi.
-Ale "Odpłynęłaś daleko" jest nieco... melodramatyczna.
-To zmieńmy niektóre słowa, podkład trochę wzmocnimy, przyspieszymy. Dodamy solówkę gitary.
-Zaczyna brzmieć dobrze. No to bierzemy, poprawię nuty, a ty...
-A ja słowa. - Dorzucił Joshua. Dudley prychnął zadowolony.
-Dalej?
-Jenny by się przydała, jest tak rzadko, a ogarnia wszystkie piosenki...
-Obiecała, że przyjedzie za dwa tygodnie i na występ.
-Więc z nią gramy?
-Tego nie wiem.
-Ale potrzebujemy chóru.
-Alice?
-Wiesz, że za nią nie przepadam... Ani za resztą z jej wianuszka.
-Gramy z Jen.
-Pokaż ten zeszyt. I daj mi jakiś długopis.
Dudley spełnił polecenie, zrzucając właściwie całą pracę na Joshuę.
*****
-Chodź, Benny. Czas wracać na obiad.
-Maggie.
-Tak? - Zapytała dziewczyna, łapiąc brata za rękę.
-Widziałem naszego tatę.
-Gdzie?
Maggie zamyśliła się. Wychowywała się bez niego, pojawił się raz na jej urodziny, dał drobny banknot i kazał jej i Joshui iść na lody, bo musi poważnie porozmawiać z matką. Potem urodził się Ben. I nigdy więcej ich ojca nie było.
-W parku.
-Kiedy?
Maggie miała wrażenie, że Ben wyobraził sobie ojca albo wziął jakiegoś mężczyznę za ich ojca. Nie mógł go widzieć, nie znał go.
-Parę dni temu. Jak wracaliśmy ze szkoły.
-Ben. - Dziewczyna zatrzymała się i ukucnęła. - Posłuchaj mnie. Ojciec nas zostawił, gdy byliśmy mali, a ty go nigdy nie widziałeś. Widziałeś innych facetów-
-Wujków. - Wtrącił jej.
-Tak, wujków. Ale nie ojca.
-Maggie, ja go widziałem. Mogę ci opisać jak wyglądał.
-No dobrze, opisz.
*****
-Josh, możemy się przejść?
-Pewnie. Co się stało, Mag?
-Ben.
-Co z nim?
Maggie nie odzywała się, dopóki nie wyszli po cichu z domu.
-Jak wyglądał nasz ojciec?
-Co?
-Znałeś go najdłużej. Powiedz mi, jak wyglądał.
-A co to ma do Bena?
-Proszę. - Maggie patrzyła mu w oczu z błaganiem. Nie schylała głowy, nie chyliła się. Nie gdy chodziło o jej rodzinę. O nią walczyła jak prawdziwa lwica.
-Wysoki, nie za szczupły, czarne, kręcone włosy, mocny zarost. Miał ciemne oczy, krzaczaste brwi. A... i jeszcze bliznę z boku policzka, lekko zagiętą. Po butelce czy czymś takim.
Z każdym słowem Maggie bladła. Gdy usłyszała o znamieniu, zatrzymała się.
-Mag? Co się stało?
-Ben... nie widział ojca, prawda?
-Nie, nie miał jak.
-Zdjęcia?
-Nie pozwolił robić zdjęć. A nawet jeśli matka jakieś miała, spłonęły.
-Ben... opowiedział mi, jak wyglądał nasz ojciec. Powiedział, że widział go w parku, jak w zeszłym tygodniu wracaliśmy ze szkoły.
-To niemożliwe.
-A jednak! Nigdy nie rozmawiałam z tobą o ojcu, a zwłaszcza przy Benie. Żadne z nas nie mówi przez sen, a matka...! jest wiecznie pijana. Więc skąd wie?
-Nie wiem.
-Żaden z tych.... facetów matki z nami nie rozmawia. Rzucają tylko polecenia. Więc skąd wie?
-Nie wiem.
*****
Kobieta znalazła stary album. Zaczęła przeglądać zdjęcia. Nigdy wcześniej nie uciekała we wspomnienia, ale teraz musiała zobaczyć, jak minęło jej życie. Nadszedł czas, by zrobić podsumowanie jej życia. Jej zdjęcie z siostrą i matką. Zawsze gdzieś na dnie serca chowała urazę do matki, że siostrę traktowała lepiej niż ją. Ona musiała iść wcześniej do pracy, zarabiać na siebie, wyjść za mąż, mieć jedno dziecko, potem drugie. A tymczasem jej siostra mogła chodzić na randki, robić, co chciała, a i tak w oczach matki była tą lepszą.
Przestań, kobieto. Co jej to dało?
Teraz, pochylając się nad albumem, po tylu latach zawiści, zdała sobie sprawę, że dzięki temu nauczyła się zaradności i samodzielności.
Następna stara, czarno-biała fotografia. Odprowadzały siostrę na pociąg. Zazdrościła jej, że mogła podróżować, zwiedzać, spędzać czas z przyjaciółmi. Ona nie mogła. Miała być przykładną córką, opiekującą się chorą matką, tkwiącą wiernie przy coraz gorszym do zniesienia mężem.
Fotografia z jej ślubu. Nie było siostry, nie było matki.
Urodziny syna. Córki. Ich kolejne urodziny.
I nagle album się skończył. Na jedenastych urodzinach córki.
Z którą już teraz prawie nie utrzymuje kontaktu. Ile ona ma teraz lat?
Szesnaście. Przez ponad pięć lat żyłam oderwana od rzeczywistości. Czas wrócić do życia, Petunio Dursley.
Przygody bohaterów dwóch zupełnie innych historii.
Ogłoszenia
Postanowiłam znów poświęcić się pisaniu. Może nie aż tak, jak niegdyś, ale chciałabym móc pisać tak lekko. Ostatnio szło mi naprawdę topornie. Cokolwiek wyklepałam na klawiaturze czy rozpisałam atramentem, było nudne, oklepane albo za słodkie. Dlatego zamysł na (nienazwany jak dotąd) przerywnik ;)
Każdego, kto czyta, proszę o komentowanie. Wystarczy zwykła buźka. To potrafi bardzo zmotywować do dalszego pisania ;)
Nareszcie nowy rozdział i długi co baaaardzo lubię :) tyle się działo, że nie wiem co skomentować XD na pewno ciekawe jest kto rzucił zaklęcie na Malfoya i Jen, mam nadzieję, że to nic poważnego :) i ta tajemnicza książka...naprawdę ciekawie się robi, musisz szybko pisać kolejny rozdział :D
OdpowiedzUsuń