Jennifer była pod wrażeniem. Nigdy przedtem nie zwróciła uwagi na uczniów, kłębiących się na korytarzach. Było ich mnóstwo. Wychodzili z przedziałów, ciągnąc swoje walizki i zagradzając jej przejście.
-Przepraszam, przepraszam. - Mówiła za każdym razem Jennifer, próbując się przedostać do przedziału Finnigana. Ciągle stawała komuś na stopę, trącała łokciem. -Przepraszam. Przepuśćcie mnie.
-Trochę szacunku do Prefekta! - Warknął jej do ucha jakiś głos. Zaraz potem głowa się odwróciła, a Jennifer zobaczyła Malfoya. - Dursley, na brodę Merlina, co ty wyprawiasz?!
-Idę po Finnigana!
-Zostaw go! Idź na sam koniec i pilnuj pierwszaków. Czyżbyś nie słuchała Snape'a, tylko się na mnie patrzyła podczas zebrania?
-Nie ponosi cię zbytnio wyobraźnia?
Dziewczyna uśmiechnęła się, odwróciła i ruszyła przed siebie, wciąż powtarzając "Przepraszam, przepraszam, dajcie mi przejść, dziękuję, przepraszam". Pociąg zwalniał, a ich otoczyły światła stacji.
- Pierwszoroczni! Tutaj! - Krzyknęła, a kilka przerażonych twarzyczek spojrzało na nią. Dzieci patrzyły na nią z ufnością, dlatego... ich się nie wstydziła. - Przekażcie wszystkim pierwszorocznym, że osoby z taką odznaką im pomogą. - Powiedziała do dzieci łagodnym tonem. Młodzi uczniowie uśmiechali się i machali jej. - Nazywam się Jennifer Dursley. Jestem Prefektem. Nie rozchodźcie się, okej?
-Tak! - Wrzasnął chór dzieciaków. Kilku, którzy stali najbliżej, dziewczyna poczochrała i pogładziła po włosach. Po raz pierwszy od dawien dawna - jeśli nie pierwszy raz w życiu - nie była skrępowana obecnością tylu osób, szczerze się śmiała i rozmawiała z nimi normalnie. Nie musiała zakładać maski. Pociąg zatrzymał się. Ci, którzy byli przy oknach, przyciskali nosy do szyb. - To jeszcze nie jest Hogwart. Czeka na was wycieczka po jeziorze. - Pierwszoroczni spojrzeli na nią zdziwieni, a chwilę później roześmieli się.
Otworzyły się drzwi. Z pociągu wysypało się mnóstwo starszych uczniów. Kierowali się do powozów. Jennifer wyskoczyła na peron i pomagała każdemu z jego bagażem. Gdy już wszyscy, których miała pod opieką wyszli, pokazała im gajowego Hagrida.
- Pirszoroszni! Do mnie! Pirszoroczni! - Rubeus Hagrid górował nawet nad dorosłymi. Jego gęsta broda i włosy przypominała grzywę lwa. Gdy tylko się obracał, grzywa falowała.
Jennifer nakazała uczniom tam iść i dobrze się bawić podczas podróży po jeziorze. Weszła do pustego pociągu i zaglądała do każdego przedziału. Sprawdzała, czy nikogo nie ma, czy ktoś czegoś nie zostawił, sprzątała zaklęciem, zasłaniała zasłonę i wychodziła. Nie miała pojęcia, czy Snape o tym mówił, ale nie chciała podrózować z tłumem. Na szczęście nikogo nie było, prócz śmieci nic nie zostało. Uśmiechnęła się. Pierwsze zadanie Prefekta jej się podobało. Weszła do ostatniego przedziału.
-Jakiś problem... Dursley? - Na kanapie leżał Malfoy, ręce założył pod głową, nogi ułożył na oparciu.
-Pociąg zaraz rusza.
-Nie ruszy, dopóki nie powiem maszyniście, że wszyscy wyszli.
-Aha, super. - Dziewczyna usprzątnęła przedział, zasłoniła zasłonę i zamknęła drzwi. Wyszła z pociągu. Poszła na stację, ale nie było tam żadnego powozu. Rozejrzała się wokół siebie. Na jeziorze nie pozostała ani jedna łódka, a na wielkim dziedzińcu nie było żadnego pojazdu. Złapała mocniej torbę i ruszyła w stronę wielkiego, majestatycznego zamku.
-Dursley, co ty wyczyniasz? - Tuż koło niej pojawił się Malfoy.
-Idę na spacer, nie widać? - Warknęła.
-Ach, tak. Nie zauważyłem. - Sarknął blondyn. - Nie lepiej skorzystać z powozu?
-Aż tak bardzo skupiłeś się na mnie, że nie zauważyłeś, że nie ma tu żadnego powozu?
-Wow, opanowujesz moją sztukę podrywu!
-Jest żałosna, nie uważasz?
-W twoich ustach tak, ale w moich-
-Nie masz o sobie za wysokiego mniemania?
-Jestem arystokratą. Znam swoją wartość.
-Przeceniasz się.
-Poważnie?
-Tak.
-Wydaje ci się.
-Więc udowodnij.
-Niczego nie będę ci udowadniał.
-Więc mam rację.
-Co do czego?
-Że masz zbyt wysokie mniemanie o sobie.
-Przecież i tak to potwierdziłem.
-Nie zauważyłam, panie arystokrato.
-....
-Skoro jesteś takim wielkim arystokratą, to co robisz w takiej szkole ze wszystkimi innymi?
-Nie twoja sprawa.
-Już się obraziłeś?
-Tak.
-Odpowiedziałeś.
-....
Jennifer roześmiała się. Mina nadąsanego Malfoya rozbawiła ją tak bardzo, że aż rozpłakała się ze śmiechu. Blondyn patrzył na nią zdumiony. Widząc to, dziewczyna roześmiała się jeszcze mocniej. Torba wypadła jej z ręki i kiedy się po nią schylała, wciąż się śmiała.
-No już, już! Wyśmiałaś się? - Warknął Malfoy.
Dziewczyna zamknęła oczy i próbowała przestać się śmiać. Opanowała drżenie i śmiech, ale pozostał jej dobry humor. Założyła torbę na ramię i ruszyła dalej żwawym krokiem.
-Idziesz? - Odwróciła się do niego i uśmiechnęła, widząc zdezorientowaną minę.
Malfoy zmroził ją spojrzeniem i dogonij w kilku krokach. Zrównał się z nią i poszli razem.
-Jesteś inna.
-Co?
-Widziałem cię przy tych dzieciakach. Uśmiechałaś się wtedy.
-Ach, no tak.
-A zazwyczaj się nie wychylasz i jesteś cicho.
-Aż tak ci się podobam?
-Nie masz za wysokiego mniemania o sobie? - Zadrwił Draco, powtarzając jej słowa.
Jennifer roześmiała się.
-Poważnie, jesteś stuknięta.
Jennifer uśmiechnęła się. Może ten dzień wcale nie był taki zły.
*****
Marcus razem ze wszystkimi wszedł do Wiekiej Sali. Była naprawdę ogromna. Naprzeciw drzwi stała katedra, a za nimi siedziała kadra nauczycielska. Patrzyli srogo na pierwszorocznych. Przed nimi stała surowa nauczycielka, ubrana w długą ciemnozieloną szatę. Na głowie miała wielki kapelusz, a na nosie wąskie okulary.
-Proszę, zaczynajmy. - Rozpoczał wysoki mężczyzna z długą brodą. Albus Dumbledore.
-Będę kolejno wyczytywać wasze nazwiska. Podejdźcie tu, założę wam na głowę Tiarę Przydziału, a ona przydzieli was do Domów. Zaczynamy. Abott Nicole.
Z trzeciego szeregu wyszła przerażona blondynka. Niepewnie podeszła do krzesełka i usiadła na nim. Profesor nałożyła jej Tiarę na głowę.
-Ha! - Dziewczynka pisnęła, gdy Tiara się odezwała. - Mądra głowa. Lękliwa, ale oddana. Przyjacielska. Ravenclaw!
Krukoni wrzasnęli i zaczęli wiwatować. Nicole Abott podeszła do ich stołu i nieśmiało zajęła miejsce przy jakimś drugorocznym. Wszyscy się do niej uśmiechali. Szara Dama, duch Ravenclaw pokiwała zadowolona głową. Dziewczynka uśmiechnęła się. Przydział trwał i w końcu nadeszła pora na Marka.
-Black Marcus. - Chłopiec wyszedł z tłumu z wysoko podniesioną głową. Wszystkie spojrzenia nakierowane były na niego, ale uśmiech dumy nie schodził mu z ust. Profesor nałożyła mu Tiarę na głowę. Ledwie kapelusz go dotknął, a już wykrzyczał nazwę Domu.
-Slytherin!
Ślizgoni przyjęli go na spokojnie, co poniektórzy podali mu z godnością rękę. Marcus usiadł przy nich, wyprostowany, dumny, spokojny, z lekkim uśmiechem na ustach. Wydawało się, że od zawsze należał do Slytherinu.
-Witamy w Slytherinie. - Pojawił się przed nim Krwawy Baron. - Nie zhańb nas.
-Oczywiście, sir. - Marcus skłonił lekko głową. Ślizgoni uśmiechnęli się podstępnie. Młody Black z całą pewnością zasłuży sobie na szacunek już od najmłodszych lat.
*****
-Cześć. - Joshua przyjrzał się siostrze. Miała kilka zadrapań na twarzy, siniaki na rękach. - Jak się czujesz?
-Całkiem dobrze. Tylko brzuch mnie boli.
-Pokaż. - Dziewczyna podciągnęła bluzkę, po prawej stronie siniak nabierał coraz bardziej fioletowej barwy. Joshua delikatnie dotknął tego miejsca, Maggie skrzywiła się. - Nerka powinna być cała, nie czuję też żadnych uszkodzeń. Idziemy. D nas podwiezie.
Maggie chwyciła torbę i szła za bratem. Joshua wyciągnął papierosa i zapalił. Dziewczyna stanęła niedaleko samochodu, żeby nie wąchać smrodu palonego tytoniu. Ze szkoły wyszła grupka chłopaków. Zobaczyli - według nich - samotnie stojącą Maggie i podeszli do niej. Bez ostrzeżenia pociągnęli za włosy, wyrwali torbę.
Dudley zareagował pierwszy. Papierosem przysmażył rękę jednego z nich, drugiemu złamał nos, innego rąbnął w żebra. Szybko poradził sobie ze zgrają dręczycieli. Joshua zdążył przyłożyć tylko trzem.
-Gdzie jest wasz nędzny szefunio? - Warknął, łapiąc pierwszego lepszego za bluzę.
-A co cię to? Jak masz do niego romans, to się umów.
Dudley walnął go w twarz. - Pytałem, do jasnej cholery, gdzie jest wasz szefunio?
Ze szkoły wyszedł wysoki młody mężczyzna. Spojrzał na nich krytycznym okiem.
-Phil, prosiłem, abyś w końcu zaprzestał. To, że Brian wyjechał nie znaczy, że masz na wszystkich rzucać.
-Ktoś ty?
-Andrew Filton, nauczyciel matematyki. A ty?
-Dudley Dursley, licealista. - Spojrzał na chłopaczka. - Ty jesteś Phil? Wasz szefunio wyjechał? Ty tu teraz rządzisz?
-Ta, bo co?
-Nie zbliżaj się do niej.
-Bo co? - Zapytał wyzywająco.
-Bo to moja dziewczyna. Następnym razem wylądujesz na OIOM-ie.
Dudley pchnął go do tyłu. Phil upadł na tyłek. Kumple pomogli mu wstać, klnęli, zbierając się.
-Nadal tu jesteś? - Dudley spojrzał na nauczyciela. - Sprawa rozwiązana.
-Już idę. Panno Johnson, proszę przygotować się na jutrzejszy konkurs.
-Tak, proszę pana.
-I proszę powiedzieć chłopakowi, żeby bardziej na siebie uważał.
-A..tak...
-W takim razie do widzenia jutro. Wyśpij się.
Nauczyciel poszedł, pogwizdując cicho. Dudley wrócił do samochodu, usiadł za kierownicą. Joshua kazał jej usiąść na tylnym siedzeniu, sam usiadł jako nawigator.
-Co to za konkurs? - Rzucił Dudley, patrząc na nią we wstecznym lusterku.
-Z matematyki. - Odpowiedziła cicho. - Na poziomie międzymiastowym.
-D, czy ty czasem nie przesadzasz? - Żachnął Joshua.
-Z czym?
-Powiedziałeś, że jesteś jej chłopakiem.
-Lepiej, żeby się bali. - Dudley wzruszył ramionami.
-A jak jutro coś jej zrobią?
-Nic jej nie zrobią.
-Jasne. Skąd wiesz? Zainstalowałeś pluskwę?
-Nie. Pojadę z nią.
-Co?
-Masz problemy ze słuchem?
-Nie... Naprawdę z nią pojedziesz?
-Przecież przed chwilą to powiedziałem...
-Babka będzie zła. - Mruknął Joshua, ale oczy już mu się śmiały.
-Jakoś jej to wynagrodzisz.
-Hej!
Dudley rozśmiał się. Skręcił na główną ulicę. Josh uśmiechnął się. Mimo wszystko byli najlepszymi kumplami i ufali sobie bezgranicznie. Skoro D obiecał, że będzie opiekował się Maggie, to tak właśnie będzie. Spojrzał w bocznym lusterku na siostrę. Dziewczyna uśmiechała się.
Przygody bohaterów dwóch zupełnie innych historii.
Ogłoszenia
Postanowiłam znów poświęcić się pisaniu. Może nie aż tak, jak niegdyś, ale chciałabym móc pisać tak lekko. Ostatnio szło mi naprawdę topornie. Cokolwiek wyklepałam na klawiaturze czy rozpisałam atramentem, było nudne, oklepane albo za słodkie. Dlatego zamysł na (nienazwany jak dotąd) przerywnik ;)
Każdego, kto czyta, proszę o komentowanie. Wystarczy zwykła buźka. To potrafi bardzo zmotywować do dalszego pisania ;)
Zaczyna sie rozkrecać, coraz bardziej mi sie podoba. Pozdrawiam i czekam na kolejną notkę :* a szkołą się nie przejmuj dasz radę, wszyscy damy :) Mruczek
OdpowiedzUsuńWow, już więcej wątków się pojawia. Podoba mi się ^^
OdpowiedzUsuń