Ogłoszenia

Postanowiłam znów poświęcić się pisaniu. Może nie aż tak, jak niegdyś, ale chciałabym móc pisać tak lekko. Ostatnio szło mi naprawdę topornie. Cokolwiek wyklepałam na klawiaturze czy rozpisałam atramentem, było nudne, oklepane albo za słodkie. Dlatego zamysł na (nienazwany jak dotąd) przerywnik ;)


Każdego, kto czyta, proszę o komentowanie. Wystarczy zwykła buźka. To potrafi bardzo zmotywować do dalszego pisania ;)

środa, 17 maja 2017

Przerywnik cz.2

Wracamy z lodziarni naturalnej znajdującej się na rogu. Pierwszy raz jem loda o smaku róży i żałuję, że go kupiłam, bo mi nie smakuje. Jest mdły. Rozglądam się za jakimś kubłem, aby go wyrzucić.
-Co jest? - Zagaduje mnie blondyn, Iwo.
-To chyba jednak nie mój smak.
-To się zamień. - Zabiera mojego loda, a w dłoń wsadza mi tego, który jadł. Patrzę na niego zdumiona. Z entuzjazmem wcina loda, który mi zabrał. - Jak możesz nie lubić lodów różanych?
-Całkiem normalnie... 
Smakuję to, co otrzymałam. Jest słodkawe i dobre.
Rozstajemy się z grupką, która poszła na przystanek i z Iwo i Janiną idę do jego samochodu. Chłopak po drodze mnie przeprasza za wygląd pojazdu, bo na razie na nic lepszego go nie stać, a ceny paliwa i OC idą do góry. Uspokajam go, uśmiecham się.
Janina, chyba przyzwyczajona do jazdy z chłopakiem, siada na przednim fotelu. Próbuję otworzyć drzwi, ale nie mogę.
-Możesz usiąść za mną? - Pyta Iwo. - Nie mogę tego zamka naprawić, może w jakiś weekend jeszcze raz spróbuję.
Siadam za kierowcą. Iwo włącza radio, akurat Bajm. Chłopak zgrabnie wycofuje i jedziemy inną trasą niż zwykle jeżdżę autobusem.
-Zdążysz do pracy? - Pyta Janina, przeglądając płyty. - Nie masz nic nowego?
-Zostaw to! Zdążę, jak nie będziesz przeszkadzać.
-Jakiś ty drażliwy... To dlatego, że jedzie z nami Bianka?
Podnoszę głowę na dźwięk mojego imienia, spotykam wzrok chłopaka, puszcza mi oczko.
-Oczywiście. Nie wiesz, że zwariowałem na jej punkcie? Jak już nas swatasz, to pomyśl o konsekwencjach.
-Głupi jesteś... - Rzuca jeszcze Janina i śmieje się pod nosem. 
Podróż mimo korków mija mi szybko. Iwo na chwilę zatrzymuje się przy podstawówce na Popowicach i rusza dalej.
-Gdzie ciebie wysadzić?
-Gdziekolwiek na Kozanowie.
-Nie musisz być taka tajemnicza. - Znów puszcza mi oczko, ale nie jest już tak wesoły. 
-Możesz zajechać na parking przy pętli. Będę mieć dziesięć minut spacerkiem.
-Okej.
Po chwili zatrzymuje samochód na parkingu. Wysiadam, zabieram torebkę. Iwo też wysiada.
-Dzięki za podwózkę.
-Nie ma problemu. Przecież i tak jadę w tę stronę.
-No to do jutra.
-Odprowadzić cię?
-A nie spieszyłeś się do pracy?
-Mam na siedemnastą. A dojadę w dziesięć minut, więc mam jeszcze sporo czasu.
-To chodź usiąść.
Dziwnie się czuję, prowadząc go na murek, żeby posiedzieć w promieniach słońca. Ten dzień jest inny od reszty, jakby wyjątkowy. Chociaż to brzmi dziwnie, czuję, że się zmieniam. Iwo mnie zagaduje, śmieje się, odpowiadam mu. Szybko mija kwadrans, więc idziemy do jego samochodu.
-Jak chcesz, mogę cię zabrać jutro do szkoły.
-Po co masz robić kilometry?
-I tak tędy jeżdżę. Mieszkam na Praczach.
-Jak chcesz.
-To bądź o wpół do na tym przystanku. - Pokazuje mi, o który przystanek mu chodzi.
Roześmiana wyrażam zgodę i żegnamy się. Iwo lekko cmoka mnie w policzek i wsiada do auta.
Zadziwia mnie i zdumiewa.
Wracam do domu, ale jak zwykle nikogo nie ma. Mój dobry humor w końcu całkiem zanika.

Budzę się niewyspana. Wiem, że jest wcześnie, za wcześnie by wstawać w czwartek do szkoły. Słyszę podniesiony głos ojca, trzask szafki. Nie wstaję, bezpieczna za zamkniętymi drzwiami swojego pokoju.
Gdy znów otwieram oczy, słońce jest wysoko. Za wysoko. Patrzę na zegarek. 7.12. Cudownie.
Ubieram się szybko, Mam ledwie dziesięć minut, by wyjść z domu. Wpadam do łazienki, podkreślam kredką oczy, tuszem rzęsy. Do kieszeni chowam podkład, może będę mieć chwilę, aby go nałożyć. Zawiązuję włosy w koka na czubku głowy, potem ściągam go jednak niżej. Patrzę na zegarek. 7.23.
Gaszę wszędzie światła, zakładam buty, biorę torebkę. Na szybko wyrzucam z niej niepotrzebne książki, z pamięci ładuję potrzebne.
Zamykam drzwi na klucz i zbiegam po schodach. Właściwie biegnę na przystanek. 7.31. Oddycham głęboko i czekam. Przejechał autobus, którym jeździłam z Adą. Stoję sama na przystanku. Jest 7.36. Najwidoczniej się spóźniłam albo zapomniał. Sprawdzam, za ile następny autobus.
Słyszę klakson, odwracam się. Iwo macha do mnie ręką.
-Cześć, sorry, że tak późno. Zaspałem.
-Spoko, też zaspałam. - Iwo mierzy mnie spojrzeniem, gdy już wjedzie na drogę.
-Chciałbym tak umieć zaginać czas.
Dopiero teraz zauważam, że ma rozczochrane włosy, a bluza leży z tyłu. Zaczyna się tłumaczyć.
-Nie mam do ciebie numeru, wpisz się. - Podaje mi swój odblokowany smartfon. - Jance napisałem, żeby jechała autobusem i w sumie, gdyby nie to, że obiecałem ci, że cię podwiozę, to chyba nie poszedłbym na angielski.
Zaczynam się śmiać. Przecież myślałam o tym samym.
Do szkoły docieramy równo z dzwonkiem na lekcje.


Janina podchodzi do nas na przerwie. Uśmiecha się.
-A co to za spóźnienie, co? Flirtów się zachciało?
-Mówiłem ci przecież, że zwariowałem na jej punkcie. Nie mogę wręcz myśli od niej odgonić. - Puszcza mi oczko. Uśmiecham się.
Dziewczyna patrzy na nas podejrzliwym wzrokiem, a Iwo chwyta mnie za dłoń, pochyla się i lekko całuje wierzch. Odwdzięczam się buziakiem w policzek. Janina patrzy na nas, a później wybucha śmiechem.
-Gdzie dzisiaj idziemy? - Pyta Janina, gdy zebrała się reszta grupki.
-A ty nie za wesoła dzisiaj? Jutro sprawdzian z... - Zaczyna Beata.
-Marudzisz! - Janina wchodzi jej w zdanie. - Dzisiaj babcia odbiera Ignacha ze szkoły, więc mam wolne popołudnie. I dostałam drobne od dziadka za bycie mną.
Wybuchamy śmiechem. Iwo ogłasza, że dzisiaj ma wolne w pracy, więc nikt się nie spieszy. Po lekcjach idziemy coś zjeść, a potem na kręgle. Udaje nam się zająć dwa tory. Rywalizujemy ze sobą. Moja drużyna wygrywa, na wspólnej tabeli jestem trzecia. Iwo zmarkotniał, jestem od niego lepsza o 5 punktów.

Iwo podwozi Janinę na Popowice pod blok z wielkiej płyty, budynek ma z piętnaście pięter. Janina żegna się z nami i znika w bramie. Wjeżdżamy na parking na Kozanowie. Iwo odwraca się, aby mi coś powiedzieć, gdy dzwoni jego telefon. Przeprasza i odbiera. Z każdym usłyszanym słowem jego mina rzednie. W końcu odkłada telefon, ale widzę, że jest smutny.
-Co się stało? - Pytam. Nie odpowiada, podnosi na chwilę głowę, jakby chciał na mnie spojrzeć, ale po chwili ją odwraca. - Możesz mi powiedzieć. - Delikatnie biorę go za rękę i dopiero wtedy się do mnie odwraca.
-Mam mały problem w domu, to wszystko. - Milczę. Czuję, że chce się wygadać, ale trochę się wstydzi. Splata moje palce ze swoimi. Ma miękką, ciepłą dłoń. - Mój brat... ja... możesz mnie przenocować?
-Jasne. - Odpowiadam natychmiast.
-Nie będzie to problemem?
-Nie. Rodzice wracają późno i wychodzą z samego rana.
-Nie widujesz ich?
-Podejrzewam, że nawet nie wiedzą, jak wyglądam. Wiedzą za to, ile mi przelać pieniędzy. - Mówię i słyszę, że mój głos wręcz ocieka goryczą. - Przepraszam. Po prostu... - Wzdycham. - Chodźmy. Zostaw tu auto, bo pod moim blokiem ciężko zaparkować.

Wchodzę do mieszkania, jest dokładnie tak, jak jej zostawiłam rano. Zaprowadziłam Iwo do mojego pokoju. Prowadzę go do łazienki, w tym czasie szykuję posiłek jako obiadokolację. Jemy, słuchając radia. Sprzątam po posiłku i siadam na łóżku.
-Chodź, odwzajemnię się jakoś za nocleg. - Mokre kosmyki włosów moczą mu lekko koszulkę.
-Daj spokój. - Mamroczę, wczytując się w książkę. Iwo łapie mnie za kostkę i ściąga z łóżka. Ląduję ciężko na podłodze.
-Matma. I to już.
Patrzę na niego obrażona, ale nie poddaje się. Siadam przy boku stolika, a Iwo już wyciąga z plecaka podręcznik i zeszyt.

Patrzę na Iwo, który leży na przeciw mnie. Włosy już prawie mu przeschły, tylko moje są jeszcze wilgotne. Jestem zmęczona, ale nie mogę zasnąć. Blondyn patrzy na mnie, a jego oczy lśnią.
-Myślałem, że każesz mi spać na podłodze pod kocem. - Mówi szeptem. Śmieję się cicho. - Nie sądziłem, że będę mógł się chwalić, że z tobą spałem.
Daję mu lekkiego pstryczka w czoło.
Zamek w drzwiach się przekręca, słyszę ciężkie kroki ojca, a za nim nierówny chód matki. Za nimi wchodzi ktoś jeszcze. Zatacza się.
-Chyba mieli jakiś bankiet w pracy. - Nie wiem, czemu ich tłumaczę. - Zwykle po prostu... oni... kąpią się i ... idą spać.- Mówię, a łzy najpierw wypełniają mi oczy, a potem płyną po policzkach i wsiąkają w poduszkę.
Iwo przyciąga mnie do siebie i przytula. Łkam jeszcze chwilę, aż spokojny rytm serca i lekkie głaskanie całkiem mnie uspokaja. Śpię przytulona plecami do niego, obejmuje mnie rękoma.
Budzą mnie kroki. Ktoś na coś wpadł, uderzenie, przekleństwo. Kroki kierują się w stronę mojego azylu, drzwi się otwierają, udaję, że śpię. Słyszę długie, smutne westchnienie. Matka przyszła zobaczyć, jak wygląda jej mała córeczka - myślę z drwiną. Po długim czasie zasypiam niespokojnie.

Patrzę na zegarek. 14.37. Koniec lekcji na dzisiaj. Po wyjściu ze szkoły każdy z nas idzie, gdzie indziej. Towarzyszy mi Janina.
-Gdzie zgubiłaś swojego chłopaka? - Pyta dziewczyna. Patrzę na nią, nie rozumiejąc. Cały dzień byłam rozkojarzona, myślałam o matce, która zakradła się do mojego pokoju, by zobaczyć, jak śpię. Może chciała zobaczyć, czy nie przelewa pieniędzy na darmo. - Pytam o Iwo. Gdzie jest? Bo może nas podwiezie.
-A, nie, nie wiem, gdzie jest.
Telefon w kieszeni wibruje, numer nieznany. Uśmiecham się przepraszająco.
-Hallo?
-Bianka? Here Jacob. - Miły głos dla mojego ucha.
-Why english? And this number?
-Where are you? It's long story.
Podaję mu ulicę, żegnam się z Janiną i przepraszam ją. Umawiamy się jeszcze na jutro na wspólną naukę u niej w domu. Słyszę tupot stóp i odwracam się. Kuba góruje nade mną wzrostem, jego szczery uśmiech rozbraja. Rzucam się na niego, przytula mnie, jak za starych, dobrych czasów, gdy byliśmy razem. Opalił się, wyrósł, zmężniał, ale jego brązowe oczy pozostały te same: lśniąca, pełne życia i radości.
-Przedstawię ci kogoś. - Mówi z angielskim akcentem. Za nim stoi ciemnoskóra dziewczyna z burzą czarnych włosów na głowie. Ma je związane chustką i wygląda naprawdę ślicznie. - She's my wife, Mea. She's my sister, Bianka.
-Oh, I see. Nice to meet you, Mea. How are you?
Mea nie odpowiada, rozgląda się niepewnie, zastanawia.
-Miiuo czię widiec, Bianka. - Mówi niepewnie, robi się czerwona na twarzy. Cholernie kaleczy polski, ale nawet Kuba jest pod wrażeniem.
-If you want, we can speak english. It's not problem for me. - Odpowiadam jej w miarę płynnie. Uśmiecha się do mnie. Zaczyna do mnie mówić bardzo szybko i bardzo dużo. Nie mogę odpowiedzieć na pytania, które mi zadaje. Kuba uśmiecha się dumny.
-Przepraszam? - Słyszę koło się znajomy głos. Proszę Meę, by na chwilę umilkła, przedstawiam im Iwo. Widzę, że ma lekki problem z angielskim.
-Co się stało? - Pytam go.
-Trochę się zmartwiłem, widząc cię tu. Myślałem, że już jesteś w autobusie. Podwieźć cię?
-Pewnie pójdziemy coś zjeść na mieście.
-Zostawiłem coś u ciebie.
-Jak chcesz, przyjedź wieczorem. Możesz zostać na noc.
-Widzę, że pod nosem starszego brata dobrze się flirtuje. - Wtrąca Kuba.
-Ty to nazywasz flirtem? Nawet nie wiesz na co nas stać. - Uśmiecham się. - Zadzwoń, to zejdę. Pamiętasz, że idziemy jutro do Janiny?
-Jeszcze cię nie walnęła, że mówisz na nią pełnym imieniem? Jest po prostu Janką.
-To nie jest odpowiedź. - Obruszam się. - Do zobaczenie później.
-Przygotuj się na randkę. - Uśmiecham się na jego słowa. Kuba patrzy podejrzliwie. - Będziemy we dwójkę, sami w mieszkaniu oraz korki z matmy.
Coś, co zapowiadało się naprawdę przyjemnie, znika jak przebita bańka mydlana. Daję mu kuksańca i każę jechać do pracy. Kuba się śmieje i tłumaczy Mei naszą wymianę zdań. Iwo stuka palcem w policzek. Podchodzę i zamiast cmoknąć, lekko gryzę. Odskakuje zdziwiony. Całuję go w zaczerwienienie i teraz już grzecznie odchodzi.
Patrzę przez chwilę za nim. Słyszę Meę, która coś cicho mówi do Kuby i odwracam się do nich.

1 komentarz:

  1. Ciekawe ciekawe. Chciałabym już wiedzieć jakie Iwo ma problemy w domu :( w ogóle ta cała Ada, podejrzewałam, że jest sukowata i że to ona roznosi te plotki :/

    OdpowiedzUsuń