-Sorry. - Uśmiecham się niewinnie. A przynajmniej mam nadzieję, że to niewinny uśmiech. Mea po raz pierwszy wybucha głośnym, serdecznym śmiechem, a Kuba patrzy na nią jak urzeczony. Widzę go szczęśliwym i to mnie cieszy.
Idziemy coś zjeść do restauracji. Mea opowiada mi, jak poznała Kubę, jak jej pomógł i potem jakoś tak się spotykali. O tym, jak ją Kuba pierwszy raz zaprosił na randkę, jak pocałował, jak się oświadczył, a ona miała wtedy taki ciężki dzień na uczelni. Słuchałam tego wszystkiego, a Mea opowiadała mi i mocno gestykulowała. Kuba co jakiś czas wzdychał albo coś dopowiadał, albo tłumaczył.
Po zjedzeniu Mea przeprasza nas na chwilę i idzie do toalety. Odprowadzam ją uśmiechem.
-Jest przemiła. - Chwalę ją.
-Tak, jest kochana, mądra i uczynna. I bardzo chciała cię poznać. Naprawdę jej na tym zależało. Niedługo, może w weekend, jak pozałatwiam swoje sprawy, jedziemy na stałe do Afryki, do Libanu.
Nie wiem, co powiedzieć. Zawsze miałam dobre relacje z Kubą, od kiedy rodzice go wyrzucili z domu w dniu 18-tych urodzin. Utrzymujemy kontakt głównie przez facebooka, a teraz siedzę z nim w jednej z restauracji w centrum Wrocławia i oznajmia mi, że wyjeżdża na drugi kontynent.
-Możesz nas odwiedzać. - Mówi Kuba. - Musisz nas odwiedzić. I zabierz swojego chłopaka. - Uśmiecham się oboje. - Spędzasz czas z rodzicami?
-Odkąd...się wyprowadziłeś, prawie w ogóle ich nie widuję. Pracują od rana do wieczora. Ostatnio matka zajrzała w nocy do mnie. Chyba tylko po to, aby zobaczyć, jak wyglądam.
-Nie bądź dla nich zbyt surowa. Śmierć dziecka może odmienić człowieka bardziej niż ktokolwiek się spodziewa,
Patrzę na niego. Chyba mam lekko przerażony wzrok, bo lekko się uśmiecha.
-Mea raz poroniła. Wtedy nie byliśmy gotowi, na ostatnim roku studiów. Teraz chcę być odpowiedzialnym ojcem, dlatego chcemy na stałe zamieszkać w Libanie.
Uśmiecham się. Mea wraca do nas, ale nie wygląda najlepiej. Jest blada. Pochyla się do Kuby i mówi coś do niego półszeptem.
-Przepraszam, ale będziemy się zbierać, Mea źle się czuje, chyba zjadła coś, co jej zaszkodziło. Kelner, chcę zapłacić.
Kuba reguluje rachunek i wychodzimy. Odprowadzam ich do hotelu.
-Bianka. Skoro rodzice nie spędzają z tobą czasu, to przyjedź do nas na święta. Zapłacę za samolot tam i z powrotem, tylko mnie uprzedź, kiedy chcesz lecieć. Wyjadę po ciebie na lotnisko.
-Zobaczymy. Wiesz, w tym roku mam maturę.
-I studniówkę.
-Tak, też.
Wracam do pustego mieszkania. W kuchni stoi kilka butelek po koniaku. Zamykam się w swoim pokoju bez jedzenia. Wczytuję się w książkę, gdy dostaję sms-a. Oddzwaniam do Iwo, że jestem już w domu i może przyjechać. Schodzę po niego po dwudziestu minutach. Zamykamy się w pokoju i mam kolejną turę korków.
Słyszę otwierane drzwi, patrzę na zegarek. 18.13. Uciszam na chwilę Iwo i słucham dźwięków. Kroki są pewne, trzeźwe. I raczej delikatne. Matka. Pozwalam chłopakowi dalej tłumaczyć. Rozlega się pukanie do mojego pokoju. Chwilę potem widzę głowę matki. Ostatnio widziałam ją z dwa tygodnie temu. Od tego czasu wygląda, jakby się jeszcze bardziej postarzała, włosy miejscami zsiwiały.
-Jesteś... Bierzesz korepetycję? - Pyta wypranym z emocji, zmęczonym głosem. - Chciałam porozmawiać.
-Możesz rozmawiać.
-Na osobności.
-I tak mu powtórzę.
Matka patrzy na mnie ostrym, zimnym wzrokiem. Wchodzi do pokoju i siada na łóżku.
-Niedługo twoje osiemnaste urodziny, - Zaczyna.
-Jeszcze trzy miesiące. - Odpowiadam, podejrzewając do czego zmierza. Jak widać, historia lubi się powtarzać.
-Będziemy cię utrzymywać do zakończenia matur, które masz w tym roku. Od czerwca jesteś zobowiązana do opuszczenia miejsca zamieszkania. - Oznajmia i wychodzi, nie czekając na moją reakcję.
Przygotowana na to, nie dziwię się ani nie wściekam. Za to Iwo patrzy na drzwi zszokowany.
-Dlaczego...?
-Spodziewałam się tego. Mój starszy brat, Kuba, którego dzisiaj poznałeś, miał taką samą sytuację. Urodził się w sierpniu, więc miał jeszcze półtora miesiąca przed studiami, by zorganizować swoje życie.
-Ale dlaczego tak?
Patrzę na niego, bijąc się ze wspomnieniami.
-Miałam młodszego brata, Igora. Kuba zabrał nas, kiedy byliśmy mali na lody. On miał z szesnaście lat, ja jakoś dziewięć, a Igor siedem. Kuba nas uwielbiał, spędzał z nami każdą wolną chwilę. Matka wtedy się śmiała, nie poznałbyś jej. Była wspaniała. Zjedliśmy lody i wracaliśmy przez park. Był upalny dzień i nagle zerwała się burza, straszna nawałnica. Nic nie było widać. Przechodziliśmy przez jezdnię. Kierowca czerwonego fiata wpadł w poślizg. Pamiętam, że wstałam cała posiniaczona i podrapana. Kuba miał zmiażdżoną nogę i krzyczał z bólu. A Igor w ogóle się nie ruszał. Kierowca wyszedł do nas, miał wielką ranę na czole. Pamiętam, że zaczął reanimować Igora, Kubie kazał zadzwonić po pogotowie. A ja płakałam. Matka po nas wyszła i to wszystko zobaczyła.
Milczę. Po twarzy płyną mi łzy. Nie mogę nad nimi zapanować. Ciągle mam przed oczami małego Igorka, jego uśmiech, roziskrzone oczy, jasne włosy.
-Potem przeprowadziliśmy się na Kozanów. i tak zostało. Matka rzuciła się w wir pracy. Kuba bardzo długo był w szpitalu. Ma w kolanie dwie albo trzy śruby. Potem poszedł na medycynę. Wiem, że się obwinia i wiem, że matka go obwinia o ten wypadek. Skupiła się na Igorze, zapominając o nas. Na osiemnastkę Kuby powiedziała, że nie ma zamiaru go utrzymywać i ma się wynosić.
-I co zrobisz? Masz gdzie iść?
-Mam jeszcze pół roku. Na pewno coś wymyślę. Kuba zaproponował mi, żebym poleciała z nimi do Libanu.
- I co zrobisz?
- Nie wiem. Może jak dobrze zdam maturę, uda mi się ułożyć moje życie.
Iwo często do mnie przychodzi, uczy mnie albo inaczej spędzamy czas. Czasem się do siebie przytulamy, czasem się całujemy. Święta Bożego Narodzenia spędziłam u niego, poznałam jego brata, Aleksa. Studniówkę spędziłam w gronie przyjaciół, tańczyłam z Iwo, bawiłam się. Moje urodziny spędziliśmy tylko we dwoje, zamknięci w moim pokoju. Matura przeminęła tak szybko, że nawet nie zdążyłam się nią zestresować. A gdy wychodziliśmy z ostatniego egzaminu, ustnego angielskiego, Iwo źle się poczuł. Janina odwiozła nas samochodem Iwo do jego domu. Aleks kazał nam wracać do siebie i obiecał, że zajmie się bratem.
Siedzę teraz w domu i nie mogę się na niczym skupić. W końcu pakuję swoje rzeczy do torby i wychodzę z domu. Idę na przystanek i wsiadam do autobusu, który jedzie na Pracze. Droga mi się dłuży, jest mi ciężko i źle. Oczy zachodzą mi łzami i jestem zła, że nie wiem, jak się czuje Iwo. Docieram do nich do domu i widzę stojący ambulans. Torba przestaje mi ważyć i biegiem wpadam przez drzwi.
-Bianka? - Aleks zatrzymuje mnie w drzwiach. - Co ty tu robisz? - Pyta gniewnie. Wiem, że jest zły.
-Nie mogłam usiedzieć w domu.
Sanitariusz wychodzi po Aleksa, a ja korzystam z okazji i wchodzę do pokoju Iwo. Leży na łóżku blady i ledwie przytomny. Lekko uśmiecha się na mój widok. Przeciskam się i przytulam do niego.
Siedzę przy małym stole. W dłoni obracam kubek z gorącą herbatą. Aleks siedzi po drugiej stronie, a Iwo na kanapie trochę za Aleksem.
-Nie ma jakichś leków? - Pytam, chociaż dopiero to od nich usłyszałam. Nieuleczalna.
-Zbyt rozwinięta choroba. Nie da się jej zatrzymać.
-A przeszczep...?
-Przeszczep nic nie da! - Wybucha Aleks. - Rak wciąż atakuje organy!
Cofam się przestraszona.
-Przepraszam. - Aleks uspokaja się. - Możemy tylko poprawiać stan Iwo, ale nie możemy go wyleczyć. Już nie musisz się martwić, jest stabilny. Zostańcie, zadzwonię do pani Marleny i powiem, że bierzesz urlop.
-Więc będę mógł wrócić do pracy? - Pyta Iwo z cichą nadzieją.
-Jak poczujesz się lepiej, nie będę mógł cię zatrzymać. - Aleks wychodzi, zostawiając nas samych.
-Dlaczego mi nie powiedziałeś?
-Żebyś się nade mną nie użalała. Już od paru lat wiem, że umrę młodo, nie doczekam dzieci. Nawet bym nie chciał.
Między nami zapada cisza, jest głucha i się dłuży. Dopijam herbatę i idę umyć po sobie kubek. Słyszę za ścianą głos Aleksa. Wracam i przytulam się do Iwo. Obejmuje mnie mocno i wtula się. Czuję na swojej szyi jego łzy.
Wrzesień w Libanie jest dużo cieplejszy niż w Polsce. Stoję na parkingu lotniska. Nie mam ze sobą wiele, ale stwierdziłam, że nie będę potrzebować tutaj dużo rzeczy. Koło mnie stoi Aleks, który chciał wyjechać, żeby przestać myśleć. Sprzedał mieszkanie i zaufał mi na tyle, że poleciał za mną na inny kontynent. Kuba idzie do nas uśmiechnięty. Przytula mnie i przygląda się Aleksowi.
-Hi, Bianka, how are you?
-Nie można tu mówić po polsku? - Pytam zrezygnowana.
-Można. - Odpowiada Kuba, rozumiejąc, że coś się dzieje. - Gdzie twój chłopak?
Wskazuję palcem niebo. - Przynajmniej mam taką nadzieję.
Kuba jest na tyle taktowny, że nie pyta. Prowadzi nas do swojego jeepa i wiezie do domu. Zagaduje trochę Aleksa, który opowiada mu trochę o sobie. Dowiaduję się, że poszedł do szkoły przygotowującej do studiów medycznych, ale przerwał je, żeby utrzymać Iwo po nagłej śmierci ojca. Matka zmarła młodo na jakąś wyniszczającą chorobę. Wdali się w dyskusję na temat różnych nieuleczalnych chorób.
Mea wita mnie uśmiechem i wielkim brzuchem.
-Witaj w domu, Bianka. - Uśmiecha się, a ja z nią.
Wieczorem Kuba zabiera mnie na spacer po obrzeżach Libanu. Ludzie kończą swoje sprawy, głośno rozmawiając. Brat opowiada mi o tym, co gdzie się znajduje, ale wiem, o co chce zapytać.
-Iwo zmarł na raka. - Odzywam się niespodziewanie. Kuba milknie i pozwala mi mówić. - Przyjechaliśmy zaraz po pogrzebie. Matka mnie wywaliła, Aleks sprzedał mieszkanie i przyjechaliśmy. Nie chciałam go zostawiać. Dla nas Iwo był najważniejszy. - Wiem, że mówię nieskładnie i raczej rzucam hasła, niż opowiadam. - Lekarze zdiagnozowali u niego białaczkę. Drugiego stopnia, czy coś takiego.
Kuba kiwa głową.
-Nic mi nie powiedział, dowiedziałam się po maturach. Jak zasłabł.
-Za dużo emocji naraz. Stres związany z maturami, z chęci zaimponowania tobie... Może uznasz, że za bardzo go popieram, ale na jego miejscu też nie powiedziałbym ci o chorobie. - Patrzę na niego urażona. - Po co miałabyś się martwić na zapas? Zamiast tego dałaś mu, daliście mu wspaniałe wspomnienia.
-Trzymałam go za rękę, gdy monitor funkcji życiowych zatrzymał czas. Godzinę zgonu. Nawet gdy... odszedł wciąż na mnie patrzył.
-Nawet ja wiem, że bardzo cię kochał.
Wiem. Też go kochałam. Kocham.
Przygody bohaterów dwóch zupełnie innych historii.
Ogłoszenia
Postanowiłam znów poświęcić się pisaniu. Może nie aż tak, jak niegdyś, ale chciałabym móc pisać tak lekko. Ostatnio szło mi naprawdę topornie. Cokolwiek wyklepałam na klawiaturze czy rozpisałam atramentem, było nudne, oklepane albo za słodkie. Dlatego zamysł na (nienazwany jak dotąd) przerywnik ;)
Każdego, kto czyta, proszę o komentowanie. Wystarczy zwykła buźka. To potrafi bardzo zmotywować do dalszego pisania ;)
Wooow niezły dramat :o w ogóle co za zjebani rodzice, żeby wyrzucić dzieci z domu tylko dlatego, że najmłodszy z rodzeństwa nie żyje :/ jejku jak mi szkoda Iwo, dlaczego to się tak skończyło T^T ale piękna historia i dobre zakończenie, przynajmniej rodzeństwo teraz jest razem :) moje propozycje tytułów mogą być sztampowe ale może coś Ci się spodoba: "Na zawsze razem", "Bezpańskie psy", "Zatruta miłość", "Ucieczka"
OdpowiedzUsuń