Ogłoszenia

Postanowiłam znów poświęcić się pisaniu. Może nie aż tak, jak niegdyś, ale chciałabym móc pisać tak lekko. Ostatnio szło mi naprawdę topornie. Cokolwiek wyklepałam na klawiaturze czy rozpisałam atramentem, było nudne, oklepane albo za słodkie. Dlatego zamysł na (nienazwany jak dotąd) przerywnik ;)


Każdego, kto czyta, proszę o komentowanie. Wystarczy zwykła buźka. To potrafi bardzo zmotywować do dalszego pisania ;)

piątek, 7 sierpnia 2015

Rozdział 14

-Mówisz, jakbyś kogoś zabiła...
-Nie zabiłam nikogo. - Jennifer spojrzała na nią, siadając na trawie. Wiatr szarpał jej włosami, ale dziewczyna wyglądała, jakby tego nie zauważyła.
-Co się stało, Jenny? - Ginny dopiero po dłuższej przerwie usiadła naprzeciw Jennifer. Jej zatroskany ton zmusił pannę Dursley do podniesienia głowy. 
-Nic bardziej strasznego, niż Ten-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać.
-To jest straszne dla całego świata. A co jest tak straszne dla ciebie?
-Nie rozumiem.
Ginny uśmiechnęła się lekko i jakby tryumfalnie. Odchyliła się do tyłu i oparła na rękach, prostując nogi.
-Słuchaj, nikt normalny nie chodzi wiecznie ubrany na czarno, słucha metalu na całą petę-
-Mam słuchawki.
-Tym gorzej. I nie gra w zespole metalowym.
-No i co w tym dziwnego? To moje ja!
-A co ukształtowało te "twoja ja"?
-Życie!
-No właśnie. Życie i problemy. Nie możesz ich dusić w sobie.
-Co ci się stało, Ginny? Nagle bawisz się w psychologa? - Warknęła rozdrażniona Jennifer.
-Nie. Jestem twoją przyjaciółką, Jenny, i martwię się o ciebie. Coraz bardziej się w sobie zamykasz. Coraz trudniej z tobą rozmawiać...
-Ze mną się ciężko rozmawia? - Powtórzyła zdumiona Jennifer. - Ze mną? To nie ja paplam dwadzieścia cztery godziny na dobę! - Dziewczyna mocno zaakcentowała ostatnie słowa.
-Nie przeginaj! - Ginny wstała i tupnęła nogą ze złości. - Ja się o ciebie martwię. Gdybyś mnie słuchała, wiedziałabyś, o czym mówię!
 -Słucham cię, ale nie interesuje mnie, z kim Snape wychodził z burdelu!
-Akurat to zapamiętałaś?
-Dobitnie mi to powtarzałaś, chyba z sześć razy. - Odparła nagle zmęczonym tonem Jennifer. Oparła się o pień drzewa, wystawiając twarz ku niebu.
-Ginny, biegnij do szko...
Resztę wypowiedzi zagłuszył grzmot.
-Co?!
-Biegnij! - Jennifer poderwała się z ziemi, złapała rudowłosą za ramię i ciągnęła w kierunku wrót. - Zaraz je zamkną!
To podziałało na pannę Weasley. Chwilę później, to ona szarpała Jennifer. Obie wpadły przez drzwi akurat w momencie, gdy Filch szedł z kluczem. Minęły go w pędzie i pobiegły dalej. Dopiero za rogiem się zatrzymały, sprawdziły, czy woźny ich nie goni i zsunęły się po ścianie na podłogę. Nim dobiegły z nieba lunął deszcz, mocząc dziewczynom głowy. Jennifer wyciągnęła różdżkę i jednym zaklęciem je wysuszyła. Wciąż dysząc po szaleńczym biegu, łapały oddech.
-Ale... - Zaczęła Ginny, ale Jennifer uciszyła ją podniesioną ręką. Odwróciła głowę w stronę korytarza.
-Ktoś idzie. - Powiedziała bezgłośnie. Rudowłosa cicho podniosła się z podłogi, zaraz za nią Jennifer. Przemknęły na palcach przez korytarz, wbiegły po schodach. Ginny biegła do portretu Grubej Damy, ale panna Dursley pociągnęła ją trochę dalej.
-Skup się. - Rozkazała Jennifer, trzymając Ginny za ramię. - Gdybyś mnie kiedyś potrzebowała, a nie odpowiadałabym, to przyjdź tutaj. Nie wolno ci tu wchodzić, o ile nie masz naprawdę ważnej sprawy. I nie wolno ci o tym nikomu powiedzieć. Zrozumiałaś?
Ginny patrzyła na nią przerażona, ale pokiwała głową.
-Odpowiedz.
-Tak, rozumiem, obiecuję.
Dopiero wtedy Jennifer poluźniła uchwyt.
-Powiedz swoje imię i nazwisko i przesuń tu różdżką. - Dziewczyna wskazała kilka cegieł. - Zapamiętaj ich lokalizację.
-Okej. - Rudowłosa odwróciła się do ściany, wykonując polecenia. Ściany przed nią się rozstąpiły, nakładając na siebie i chowając do środka.
-Wejdź. - Jennifer lekko ją popchnęła. Weszły do lekko oświetlonego korytarza. - Nie zapomnij potem zamknąć drzwi. - Jennifer przesunęła dłonią po cegłach, a te wróciły na swoje miejsce. - Gdy przyjdziesz tu, bo coś się stało, będziesz musiała uzasadnić, dlaczego przyszłaś.
-Co? Dlaczego?
-Chodź. Zaraz ci wytłumaczę. Zapamiętaj drogę. - Jennifer wyminęła przyjaciółkę i ruszyła przed siebie. Korytarz kończył się zasłoną, a za nią znajdowało dormitorium Prefekta. Usiadła w fotela i czekała na reakcję rudowłosej.
-Wow. Znaczy ok, spoko, ale po co to?
-Dumbledore wie, że mam próby zespołu i wie, że niekiedy muszę wychodzić. Wracam dość późno, a lepiej, żeby inni uczniowie mnie nie widzieli. Stąd ta modyfikacja. - Jennifer wstała, podeszła do lusterka i zawołała Ginny, by podeszła. - To jest magiczne lustro.
-Upiększa?
-Nie. Pokazuje, gdzie jest właściciel albo osoba, którą właściciel wskaże. Nieważne, mugol czy czarodziej. Wskaż Molly Weasley.
Tafla lustra zmatowiała, a po chwili wyostrzyła się. Rudowłosa matka Weasleyów przyrządzała obiad. W tle było słychać mnóstwo osób.
-Dzień dobry, pani Weasley. - Odezwała się Jennifer, przykładając różdżkę do gardła. Kobieta lekko drgnęła.
-Och, Jenny, to ty. Wystraszyłaś mnie, kochaneczko.
-Przepraszam. Pokazuję Ginny lustro.
-Rozumiem, ale to nie jest dobry czas na pogaduszki. Zmykajcie, w domu jest za dużo ludzi.
-Molly, z kim ty rozmawiasz? - Odezwał się męski, wesoły ton. Syriusz.
-Mamroczę do siebie.
-Mówiłem ci, że zawsze możesz porozmawiać ze mną.
-Akurat cię nie było, Syriuszu.
Głośne odsunięcie krzesła wyrwało Jennifer z transu. Zakończyła wizję.
-Mama wyglądała na zmęczoną.
-Zakon ma jakieś kłopoty. Więcej nie wiem.
-Harry-
-Też nie wie. Pytałam go.
-Rozumiem.
Ginny opadła zmęczona na łóżko. Jej rude włosy rozsypały się na beżowo-brązowej pościeli. 

*****

Siedział w fotelu, z nonszalancko założoną nogą na nogę. W dłoni trzymał książkę, której nawet nie czytał, jedynie leniwie wertował. Podręcznik do zaawansowanych eliksirów znał już na pamięć.
-Draco. Dzień dobry. - Milicenta weszła do Pokoju Wspólnego Ślizgonów, kiwnęła lekko głową w stronę blondyna i usiadła w swoim ulubionym fotelu.
-Witaj, Milicento. - Draco powoli opuścił książkę i spojrzał na dziewczynę. - Gdzie twój mały ulubieniec?
-Marcus? Ma dodatkowe zajęcia.
-Znasz już jego plan zajęć? - Warknął nagle zirytowany.
-Draco, nie bądź zazdrosny. Marcus stał się naszym pupilkiem. - Milicenta zgrabnie podkreśliła słowo "naszym".
-Tak, tak, wszyscy oszaleli na jego punkcie. - Odpowiedział znudzonym tonem.
-Chciałbyś, aby to wokół ciebie znów wszyscy biegali? Mówiłeś, że cię to męczy.
-Ale sprawiało radość.
Milicenta roześmiała się.
 -Och, z pewnością.
 Draco wpatrywał się w pustkę, jego wzrok był nieobecny, a myśli dryfowały wolne. Ślizgonka przyglądała się mu przez chwilę.
-Ostatnio zaczepiła mnie pewna dziewczyna, Draco. - Blondyn spojrzał na nią. - Pytała o ciebie.
-Tak? Co chciała?
-Chciała wiedzieć, czy... jak to mówiła? Hm... "Czy ma kogo przytulać w te coraz chłodniejsze noce?" W każdym razie taki miało to sens.
Draco skrzywił się.
-Co jej odpowiedziałaś?
-Wytłumaczyłam jej, że nie powinna z takimi pytaniami przychodzić do mnie, tylko bezpośrednio do ciebie. Ale ta Krukonka była... niezdecydowana. Pokręciła głową i uciekła.
-Krukonka?
-Tak.

 *****

-Chłopcze. - Chłopiec zatrzymał się i spojrzał na mężczyznę. Lekko skłonił głowę. - Czy wykonałeś zadania, jakie ci poleciłem? 
-Tak, wuju.
-Czy wykonałeś je chociaż przyzwoicie?
-Wedle mojej opi-
-Nie interesuje mnie twoje zdanie. Zadałem ci pytanie. 
-Tak, wuju. 
-Zatem idź do swojego pokoju. Czekaj cierpliwie, aż przyjdzie do ciebie nauczycielka. 
-Tak, wuju.
-Jesteś nudny. Znasz jeszcze jakieś inne słowa? 
-Oczywiście.
-Dla mnie to nie jest takie oczywiste. 
-Przepraszam. 
-Arystokrata nie przeprasza! 
-Tak... wuju.

 *****

-Marcus! - Chłopak spojrzał na wołającą go dziewczynę. Raźnym krokiem szła do niego Ginny Weasley. Miała poskręcane włosy, ale uśmiechnęła się szczerze, gdy go zobaczyła.
-Ginewra.
-Mówiłam, że wolę, jak się na mnie mówi Ginny. I nie musisz być taki oficjalny.
-Rozumiem... Ginny.
-Uśmiechnij się trochę. Co u ciebie?
-Wszystko w porządku. A u ciebie?
-Byłam na spacerze, nagle niebo spochmurniało i zaczęła się ulewa. Nawet nie zdążyłam dobiec do drzwi... Już nawet Filch szedł, aby je zamknąć, ale na szczęście udało mi się go minąć bez szlabanu.
-Więc miałaś niezwykłe szczęście.
-O tak. Gdzie idziesz?
-Myślałem, aby zajść do biblioteki.
-Pójdę z tobą, jeśli nie masz nic przeciwko.
-Oczywiście.
Ginny szła obok niego, wesoło paplając. Marcus próbował nadążyć za jej tokiem rozumowania, ale gdy swobodnie przeskoczyła z tematu romansu między jakimś Puchonem a Ślizgonką do dziwnego kroju stroju profesor Sprout, całkowicie się poddał. Zaczynał nawet nieco żałować, że zgodził się, by mu towarzyszyła.
-O, jest Hermiona. Dzięki za pogawędkę. Na razie.
Marcus podniósł głowę na te słowa i ze zdumieniem zauważył, że są już w bibliotece. Poszedł do działu ksiąg z transmutacji i sięgnął po pierwszy tytuł, jaki wpadł mu w oko. Przewracał kartki, ale jego myśli niespodziewanie zajęło coś innego.
Eliksir wielosokowy.
Przeszedł kilka regałów, przejrzał mnóstwo tytułów, szukając czegoś na temat możliwości przyspieszenia ważenia. W końcu znalazł księgę, w której mogły się kryć odpowiedzi na dręczące go pytania. 

*****

Maggie wyszła już po godzinie. Josh oparty o bagażnik audi, obserwował, jak niemal do niego biegnie. Chwilę później zauważył, jak z budynku wychodzi mężczyzna i podąża za jego siostrą. Maggie kilka razy się obróciła, ale zaraz spuszczała głowę i przyspieszała kroku. Josh podniósł się i ruszył w stronę siostry, aż w końcu złapał ją w objęcia i ucałował w środek głowy. Zerknął na mężczyznę, ale ten już odbił w lewo i zwolnił. 
-Kto to?
-Nauczyciel matematyki. - Mruknęła dziewczyna.
-Dręczy cię?
-Nie.
-Wsiadaj do auta.
-Okej.
 Josh poczekał, aż Maggie wsiadła do audi, zmierzył nauczyciela ostrzegawczym spojrzeniem i również wrócił za kierownicę.
-Ruszajmy do Brian's Edge. - Powiedział, uśmiechając się lekko. Maggie uśmiechnęła się w odpowiedzi. - Jak tam konkurs?
-Dobrze.
-Był trudny?
-Taki sobie.
-Zrobiłaś wszystko?
-Poza jednym zadaniem.
-Dlaczego? - Audi podskoczyło na zdecydowanie za wysokim progu zwalniającym.
-...
-Mag?
-Bo on się patrzył...
-Co? Jak?
-Zostałam ostatnia. Ja... się go boję...
-Mogę przenieść cię do innej szkoły. Żebyś się nie męczyła.
-Nie trzeba. To ostatni rok.
-I masz egzaminy.
-Dam radę. I tak masz, co robić.
-Mag, chcę dla ciebie jak najlepiej.
-Wiem.
-Wiem, że wiesz.
Josh przyspieszył i kilka minut później wjeżdżał na parking przy lodziarni. Zamówili lody i usiedli przy stoliku na dworze.
-O czym chciałeś porozmawiać?
-A... - Josh spojrzał na nią, nie wiedząc, od czego zacząć. - Ostatnio dużo się dzieje, prawda?
-Nie więcej niż zwykle.
-Tak, ale... to, że zamieszkaliśmy u Dudleya... Mag, chodzi mi o to, że Dudley może nie być chłopakiem dla ciebie. On lubi się bawić, ma kilka dziewczyn jednocześnie, nie jest wierny jednej-
-Wiem. Ale jest dobrym przyjacielem.
-Tak.
-Zwłaszcza dla ciebie.
Josh uciekł spojrzeniem. Ukrył twarz w dłoniach i dopiero po chwili je zdjął.
-To tylko pozory.
-Wiem.
-Po prostu chciałem cię ostrzec. Jestem wdzięczny Dudleyowi, że nas przygarnął, że nam pomaga, że nas kryje, a sam ma własne problemy, ale...
-Rozumiem.
-Naprawdę?
-Tak. Mówiąc szczerze... on mi się nie podoba. Znaczy...
-Masz kogoś innego na oku?
Maggie spuściła głowę, włosy zakryły jej zaczerwienioną twarz.
-Znam go?
Dziewczyna pokiwała głową.
-Jest z paczki Dudleya?
Pokręciła przecząco.
-Chodzi z tobą do klasy?
Znów pokręciła.
-Kto to?
-Harry.

1 komentarz:

  1. Maggie i Harry? Uhuhu :D ciekawe w ogóle co to za postacie z tym "tak wuju"

    OdpowiedzUsuń