-No heej. - Cmokamy się w policzki. - Z kim dziś?
-W sumie... pamiętasz tego chłopaka z klubu? Tego słodkiego z kolczykiem?
Potakuję, że niby wiem, o którego jej chodzi. Prawie każdy się do niej kleił.
-To z nim piszesz? Pokaż.
-Nie z nim. Z nim się nawet spotkałam, nie mówiłam ci?
-Nie! No wiesz!
-No to słuchaj, zaprosił mnie w weekend do kina. Jakiś nudny film, ale się postarał. Dał mi kwiatka, pochwalił, a wtedy to się jakoś tak na bóstwo zrobiłam, normalnie laska dziesięć na dziesięć. Starał się, serio. Chciałam mu jakoś podziękować i chociaż pocałować, ale powiedział, że nie, że ma zasady.
-No co ty... Ale frajer. - Żuję gumę do żucia i poprawiam usta błyszczykiem. Na następnym przystanku wsiądzie ciasteczko.
-To w sumie było słodkie, ale od tamtego czasu się nie odezwał.
-Ale żal... - Komentuję tylko i wypatruję mojego przystojniaka na przystanku. Zamiast niego widzę klasową kujonkę, szturcham Adę, aby spojrzała na nią.
-Wiesz co? Trochę mi jej żal. - Mówi do mnie i znów scrolluje facebooka. - Niby taka mądra, ale sama..
Nie odzywam się. Mojego przystojniaka nie było. W sumie to go nie znałam, ale co rano jechaliśmy tym samym autobusem. Świetny początek tygodnia, cudowny.
Docieramy do szkoły jak zwykle za pięć minut do dzwonka. Ada wita się ze swoimi przyjaciółeczkami głośnym cmoknięciem w policzek. Na mnie już tylko ledwie patrzy. Macha mi na odczepnego ręką i idzie z nimi do swojej klasy. Zabieram swoją torebkę i wciąż żując gumę, idę do sali na swoje zajęcia. Staję przy parapecie i przeglądam Internet, byle tylko nie rozmawiać z moją klasą. Słyszę że dyskutują na temat jakiegoś sprawdzianu, ale przerywa im przyjście nauczyciela. Zrezygnowana wchodzę za nimi do sali.
Matematyk rozpisuje zadania do zrobienia na lekcji, a gdy kończy, patrzy na klasę. W moim zeszycie oczywiście zamiast notatek są kwiatki i inne bazgroły. Nie rozumiem matematyki, więc nawet nie skupiam się, aby cokolwiek pisać. Nauczyciel przechodzi po sali. Wiem, że zajrzy do mojego, ale już dawno się poddał, więc nic nie powie.
Siada z powrotem za biurkiem, kolejno wołając uczniów do tablicy. Gdy ma być moja kolej, kładę się na ławce. Dziewczyna za mną wstaje i robi przykład. Kiedyś się o to pokłóciłyśmy, zaskarżyła na mnie nauczycielowi, wtedy gdy mu się jeszcze chciało prostować takie dzieciaki jak ja.
Gdy się podnoszę, na mojej ławce leży poskładana kartka. Kątem oka zerkam na imię odbiorcy. Moje. Ostrożnie otwieram kartkę.
"Zaraz weźmie cię do tablicy. Uwali cię." A pod spodem rozwiązane dwa następne przykłady. Żadnego podpisu. Rozglądam się dyskretnie po sali, ale nie widzę nikogo, kto chciałby mi pomóc.
Docieramy do szkoły jak zwykle za pięć minut do dzwonka. Ada wita się ze swoimi przyjaciółeczkami głośnym cmoknięciem w policzek. Na mnie już tylko ledwie patrzy. Macha mi na odczepnego ręką i idzie z nimi do swojej klasy. Zabieram swoją torebkę i wciąż żując gumę, idę do sali na swoje zajęcia. Staję przy parapecie i przeglądam Internet, byle tylko nie rozmawiać z moją klasą. Słyszę że dyskutują na temat jakiegoś sprawdzianu, ale przerywa im przyjście nauczyciela. Zrezygnowana wchodzę za nimi do sali.
Matematyk rozpisuje zadania do zrobienia na lekcji, a gdy kończy, patrzy na klasę. W moim zeszycie oczywiście zamiast notatek są kwiatki i inne bazgroły. Nie rozumiem matematyki, więc nawet nie skupiam się, aby cokolwiek pisać. Nauczyciel przechodzi po sali. Wiem, że zajrzy do mojego, ale już dawno się poddał, więc nic nie powie.
Siada z powrotem za biurkiem, kolejno wołając uczniów do tablicy. Gdy ma być moja kolej, kładę się na ławce. Dziewczyna za mną wstaje i robi przykład. Kiedyś się o to pokłóciłyśmy, zaskarżyła na mnie nauczycielowi, wtedy gdy mu się jeszcze chciało prostować takie dzieciaki jak ja.
Gdy się podnoszę, na mojej ławce leży poskładana kartka. Kątem oka zerkam na imię odbiorcy. Moje. Ostrożnie otwieram kartkę.
"Zaraz weźmie cię do tablicy. Uwali cię." A pod spodem rozwiązane dwa następne przykłady. Żadnego podpisu. Rozglądam się dyskretnie po sali, ale nie widzę nikogo, kto chciałby mi pomóc.
Odwracam się i dalej bazgram w zeszycie. I po chwili słyszę dokładnie to, co ktoś mi przepowiedział. A może mnie wkopał?
-Markowska, proszę do tablicy. Następne zadanie jest twoje.
-Ale czemu ja?
-Nie grymaś, do tablicy. Im więcej przykładów zrobicie, tym mniej do domu.
-No idź! - Słyszę ponaglenia z tyłu, więc niechętnie wstaję. W ostatnim momencie zabieram kartkę z odpowiedziami i zeszyt. Biorę kredę i przepisuję tyle, ile uznam, że na moim poziomie powinnam umieć. Oczywiście, nie kończę zadania, zastanawiając się, jak to dokończyć. Nauczyciel podchodzi i próbuje podpowiadać, ale robię głupią minę i w końcu każe mi wrócić na swoje miejsce. Siadam z wielką ulgą.
Odwracam się do dziewczyny za mną.
-Kto ci dał tę kartkę?
-Ktoś z tyłu.
-Kto?
-Nie mam pojęcia. - Warczy na mnie.
Odwracam się i przyglądam charakterowi pisma, ale nie znam tych ludzi, nie znam ich pisma.
-Markowska, zostań na chwilę po lekcji.
Kładę się na ławce, udając, że nie słyszałam. Po chwili dzwoni dzwonek, ale nauczyciel mnie zatrzymuje. Siedzę na ławce, czekając aż sala opustoszeje.
-Posłuchaj mnie, Bianka. Jeśli dostaniesz jeszcze jedną jedynkę, oblejesz rok. Skup się na nauce, bo wiem, że jesteś mądra. Tylko nie wiem, dlaczego tego nie pokazujesz. Zastanów się i zdecyduj, co chcesz w życiu robić: zdobyć wykształcenie i karierę czy sprzątać kible?
Nauczyciel składa swoje rzeczy, więc wiem, że zakończył swoją przemowę. Nie odzywam się i wychodzę z sali. Znów zakładam słuchawki na uszy. Na następnych lekcjach przesiaduję cicho. Gdy wybija ostatni dzwonek, jako jedna z pierwszych wychodzę z sali, a potem ze szkoły. Nie czekam na Adę, na pewno będzie z kimś wracać, nigdy nie wracamy same. Z resztą ją już tylko interesują kosmetyki i mężczyźni. Rodzice ją utrzymają nawet, gdy nie zda roku.
Wsiadam do przepełnionego już autobusu. Za mną wsiada klasowa kujonka, Janina.
-O, cześć. -Wita się całkiem naturalnie, czym mnie zaskakuje. Ściągam jedną słuchawkę i odpowiadam. Uśmiecha się lekko.
-Dziwne, że Kozłowski wziął cię dzisiaj do tablicy. - Mówi tak cicho, że ledwie ją słyszę w tym autobusie. - Pewnie ktoś na ciebie doniósł.
-Dlaczego? - Pytam całkowicie zaskoczona.
-No bo tyle czasu cię ignorował, a dzisiaj nagle kazał ci iść do tablicy i zostać po lekcjach.
Chcę zwrócić jej uwagę, że nie mógł mi nic kazać, ale milczę. Janina nie mówi nic dobrą chwilę, przyglądając się mijającym przystankom.
-Do zobaczenia jutro. Idę po brata.
Informuje mnie i wysiada. Jadę dalej sama, wysiadam na swoim przystanku i wracam do pustego mieszkania. Rodziców nie ma i nie wrócą pewnie przed dwudziestą. Idę do swojego pokoju, wyjmuję kartkę i patrzę na nią. Pchana silną motywacją siadam do biurka, wyciągając zeszyt. Próbuję zrobić jedno zadanie, ale nie za bardzo mi wychodzi. Nie rozumiem go.
Dzisiaj wychodzę na wcześniejszy autobus, żeby nie spotkać Ady. Nie mam ochoty jej widzieć. Znajduję wolne miejsce i przyglądam się światu, słuchając muzyki na słuchawkach. Zapomniałam spojrzeć, czy ten przystojniak przyszedł na wcześniejszy autobus. Rozglądam się lekko, ale nie widzę go. Nawet przestało mnie to chyba interesować.
W szkole jestem piętnaście minut przed dzwonkiem, mam czas by kupić sobie wodę, póki jeszcze jest w sklepiku. Siadam pod salą, ciągle ze słuchawkami w uszach. Czuję że ktoś siada koło mnie. Lekko stuka mnie w ramię. Zdejmuję słuchawkę.
-Co chcesz? - Pytam.
-Chcesz znać ploty? - Przy mnie siedzi jedna z dziewczyn z mojej klasy. Jeśli się nie mylę, ma na imię Beata.
-Jakie?
-O tobie. - Wzdrygam się. Kiwam głową. - Mówią, że przestałaś puszczać się z Kozłowskim, dlatego kazał ci zostać. Tak samo mówią, że puszczasz się z resztą facetów, dlatego zdajesz.
Siedzę jak wryta. Nie mogę się ruszyć. Czuję jak Beata patrzy na mnie.
-Moim zdaniem nie powinnaś się tym przejmować. Przestań się z nią zadawać, znajdź normalnych znajomych, wyjdź na prostą.
Nie wiem, jak mam jej odpowiedzieć. Patrzę na nią zdziwiona przez dłuższą chwilę. W końcu dziewczyna wstaje i idzie do swojej grupki. Mówi coś cicho do nich i jestem pewna, że powtarza im swoje słowa.
Wkładam słuchawkę do ucha i opieram głowę o ścianę. Jestem w takim szoku, że nie słyszę dzwonka. Dopiero, gdy ktoś ciągnie mnie za ramię, patrzę w górę. Czuję się fatalnie, mam wrażenie, że zaraz się rozpłaczę. Nade mną stoi chłopak z mojej klasy, w tej chwili nie pamiętam imienia.
-Czemu nie wchodzisz? - Ma bardzo cichy, delikatny głos.
Nie odzywam się, wciąż na niego patrzę.
-No chodź. Lepiej żebyś umierała w sali, a nie na korytarzu.
Ten dziwny tekst dodaje mi otuchy. Wchodzę do klasy, unikając spojrzeń wszystkich. Gdy siadam, orientuję się, że przy biurku siedzi wychowawczyni.
-Przypominam! - Przekrzykuje ciche pomruki. - Przypominam o wycieczce za dwa tygodnie. Ci którzy nie wpłacili, a chcą jechać, niech przyniosą pieniądze na jutro. Jak zawsze zbieram ja i Olka.
Drzwi się otwierają i wchodzi przez nie zdyszana Sylwia. Przeprasza za spóźnienie, tłumaczy się opóźnieniem autobusu, bo był wypadek i siada koło mnie. Patrzę na nią zdziwiona; zwykle siedzę sama.
-Siadaj, jeszcze nie sprawdzałam obecności. Wracając do wycieczki, zgody rodziców do Sylwii. - Sylwia kiwnęła głową. - Kto wie, że na pewno nie pojedzie? Jest ktoś taki w ogóle?
Chcę podnieść rękę, że nigdzie z nimi nie jadę, ale... coś się ze mną stało i moja ręka wciąż leży na blacie stolika. Rozglądam się lekko po klasie. Jakaś dziewczyna z pierwszej ławki podnosi nieśmiało rękę.
-Zostań na przerwie chwilę. - Nakazuje jej nauczycielka. Ustala jeszcze parę spraw, sprawdza obecność.
Zaczynam żałować, że tyle ominęłam. Nic o nich nie wiem, ledwie kojarzę imiona. Gdzieś w głębi siebie zaczynam się tego wstydzić.
Kładę się na ławce, przysłuchując się rozmowom. Na przerwie staję pod parapetem, ale nie zakładam słuchawek. Czuję się głupio, jakbym była obnażona.
Słyszę koło siebie ciężkie westchnięcie. Janina opiera się o ścianę obok. Dopiero teraz zauważam, że nie ma pomalowanych oczu, tylko wytatuowane dwie kreski na górnych powiekach. Na uchu spod włosów przebijają się dwa lekkie błyski, jestem pewna, że to kolczyki. Jest ładną dziewczyną, która specjalnie ubiera się niemodnie.
Gdy podnoszę głowę, widzę koło siebie ten sam krąg ludzi, do których wczoraj odeszła Beata. Rozmawiają między sobą, ale tak, że każdy kto chce, może się przyłączyć do rozmowy. Słucham o ich problemach, kartkówkach, ocenach, wspólnych wypadach, urodzinach. Mam wrażenie, że przerwa za szybko się kończy. Wchodzimy do sali. Janina ciągnie mnie za sobą i sadza do pustej ławki, ale nie siada koło mnie, tylko przede mną.
Jako ostatni wchodzi dwóch chłopaków. Jeden siada z tyłu, drugi koło mnie. Blondyn z dłuższymi włosami do uszu. Nie pamiętam, jak ma na imię.
-Aa, siema. - Kładzie torbę na ławce i wyciąga zeszyt i długopis.
-Cześć. - Odpowiadam. Jest w nim coś, co mnie peszy.
Janina odwraca się co jakiś czas i podbiera z naszej ławki długopis, kredki, kolorowe cienkopisy. Uśmiecha się przy tym bezczelnie.
Zdałam sobie sprawę, że nie jest cichą i zawsze grzeczną dziewczyną, jak myślałam. Jest wygadana, radosna i mądra. Dowiedziałam się, że ma troje rodzeństwa, w tym dwoje młodszego. Mieszkają z dziadkami; o rodzicach nic nie wiem. Jej starszy brat wyjechał do pracy za granicę zaraz po skończeniu liceum i przysyła im pieniądze. Janina uczy się dobrze, żeby mieć stypendium prezydenta za najlepsze wyniki w nauce. Młodsza siostra chodzi do gimnazjum i ponoć też ma bardzo dobre oceny. Najmłodszy brat jest w podstawówce.
Nawet nie wiem, kiedy mija biologia. A zaraz potem cały dzień.
Wychodzę ze szkoły. Ktoś się ze mną równa. Słyszę jeszcze parę osób wokół siebie.
-Idziemy coś wszamać. Idziesz z nami? - Pyta mnie chłopak, koło którego siedziałam.
-Jasne.
Reszta też potwierdza. Janina zerka na zegarek i mówi, że może nam zaoferować całe swoje trzydzieści minut jej bezcennego czasu. Dziwię się, a po chwili grupa wybucha śmiechem.
Idę za nimi, rozmawiając z Sylwią i Beatą. Głównie dziewczyny mówią, ja tylko słucham i czasem coś dopowiem.
Nagle czuję, że ktoś łapie mnie za rękę, odwracam się i stoję naprzeciw Ady.
-A ty co? Przystałaś do kujonków, bo przestałaś się puszczać? - Pyta wściekła.
-Ciekawe, skąd o tym wszyscy wiedzą. Przecież ja nic nie mówiłam. - Odgryzam się.
-A skąd mam to wiedzieć? Chyba w końcu wszyscy się na tobie poznali.
-Nie, Ada. To ja poznałam się na tobie. Choćbym miała siedzieć sama do końca liceum... wolę to, niż spędzasz czas na bezwartościowych bzdurach z tobą.
Odwracam się, żeby dołączyć do czekającej na mnie grupki, ale mocne pchnięcie powoduje, że zataczam się do przodu. Od upadku ratuje mnie tylko wrodzone refleks. Ada jednak nie przestaje i zaczyna mnie ciągnąć za ubrania, popychać, próbując przewrócić. Nie wiem, dlaczego nie jestem w stanie jej uderzyć. Bronię się i cofam. W końcu wpadam na kogoś i ktoś otacza mnie ramionami, nie pozwalając uderzyć.
-Czego chcesz? - Na przód wychodzi Beata, za nią Sylwia i Janina. Podnoszę głowę. Chroni mnie blondyn, z którym siedziałam przez cały dzień.
-Nie wtrącaj się, kujonie.
-Bo co?
-Bo ci nakopię.
-Lakier z paznokci ci odpadnie. - Przyłączam się do rozmowy.
-Jeszcze się policzymy. - Grozi mi, wymija nas i idzie w stronę galerii handlowej.
Zapada ciężka cisza.
-Cóż... - Odzywam się. - Możesz mnie już puścić. Dzięki. - Chłopak puszcza mnie i staje obok. Ma zacięty wyraz twarzy. - Wrócę do domu.
-No coś ty. Mamy jeszcze chwilę, idziemy gdzieś zjeść. - Decyduje za nas blondyn. - Zdążę przed pracą was odwieźć. Mieszkacie gdzieś koło siebie, nie? - Patrzy na mnie i Janinę.
Dziewczyna kiwa głową.
-Mnie tylko pod podstawówkę, jak możesz. Wolałabym nie pakować Ignasia do twojego auta.
-Ja też się mogę stamtąd przejść. - Oferuję.
-Gdzie ty mieszkasz? Okolice Kozanowa?
-Tak, dokładnie.
-To tym lepiej dla mnie. Pracuję na Maślicach.
-Aha. - Kiwam głową, oszołomiona.
-Markowska, proszę do tablicy. Następne zadanie jest twoje.
-Ale czemu ja?
-Nie grymaś, do tablicy. Im więcej przykładów zrobicie, tym mniej do domu.
-No idź! - Słyszę ponaglenia z tyłu, więc niechętnie wstaję. W ostatnim momencie zabieram kartkę z odpowiedziami i zeszyt. Biorę kredę i przepisuję tyle, ile uznam, że na moim poziomie powinnam umieć. Oczywiście, nie kończę zadania, zastanawiając się, jak to dokończyć. Nauczyciel podchodzi i próbuje podpowiadać, ale robię głupią minę i w końcu każe mi wrócić na swoje miejsce. Siadam z wielką ulgą.
Odwracam się do dziewczyny za mną.
-Kto ci dał tę kartkę?
-Ktoś z tyłu.
-Kto?
-Nie mam pojęcia. - Warczy na mnie.
Odwracam się i przyglądam charakterowi pisma, ale nie znam tych ludzi, nie znam ich pisma.
-Markowska, zostań na chwilę po lekcji.
Kładę się na ławce, udając, że nie słyszałam. Po chwili dzwoni dzwonek, ale nauczyciel mnie zatrzymuje. Siedzę na ławce, czekając aż sala opustoszeje.
-Posłuchaj mnie, Bianka. Jeśli dostaniesz jeszcze jedną jedynkę, oblejesz rok. Skup się na nauce, bo wiem, że jesteś mądra. Tylko nie wiem, dlaczego tego nie pokazujesz. Zastanów się i zdecyduj, co chcesz w życiu robić: zdobyć wykształcenie i karierę czy sprzątać kible?
Nauczyciel składa swoje rzeczy, więc wiem, że zakończył swoją przemowę. Nie odzywam się i wychodzę z sali. Znów zakładam słuchawki na uszy. Na następnych lekcjach przesiaduję cicho. Gdy wybija ostatni dzwonek, jako jedna z pierwszych wychodzę z sali, a potem ze szkoły. Nie czekam na Adę, na pewno będzie z kimś wracać, nigdy nie wracamy same. Z resztą ją już tylko interesują kosmetyki i mężczyźni. Rodzice ją utrzymają nawet, gdy nie zda roku.
Wsiadam do przepełnionego już autobusu. Za mną wsiada klasowa kujonka, Janina.
-O, cześć. -Wita się całkiem naturalnie, czym mnie zaskakuje. Ściągam jedną słuchawkę i odpowiadam. Uśmiecha się lekko.
-Dziwne, że Kozłowski wziął cię dzisiaj do tablicy. - Mówi tak cicho, że ledwie ją słyszę w tym autobusie. - Pewnie ktoś na ciebie doniósł.
-Dlaczego? - Pytam całkowicie zaskoczona.
-No bo tyle czasu cię ignorował, a dzisiaj nagle kazał ci iść do tablicy i zostać po lekcjach.
Chcę zwrócić jej uwagę, że nie mógł mi nic kazać, ale milczę. Janina nie mówi nic dobrą chwilę, przyglądając się mijającym przystankom.
-Do zobaczenia jutro. Idę po brata.
Informuje mnie i wysiada. Jadę dalej sama, wysiadam na swoim przystanku i wracam do pustego mieszkania. Rodziców nie ma i nie wrócą pewnie przed dwudziestą. Idę do swojego pokoju, wyjmuję kartkę i patrzę na nią. Pchana silną motywacją siadam do biurka, wyciągając zeszyt. Próbuję zrobić jedno zadanie, ale nie za bardzo mi wychodzi. Nie rozumiem go.
Dzisiaj wychodzę na wcześniejszy autobus, żeby nie spotkać Ady. Nie mam ochoty jej widzieć. Znajduję wolne miejsce i przyglądam się światu, słuchając muzyki na słuchawkach. Zapomniałam spojrzeć, czy ten przystojniak przyszedł na wcześniejszy autobus. Rozglądam się lekko, ale nie widzę go. Nawet przestało mnie to chyba interesować.
W szkole jestem piętnaście minut przed dzwonkiem, mam czas by kupić sobie wodę, póki jeszcze jest w sklepiku. Siadam pod salą, ciągle ze słuchawkami w uszach. Czuję że ktoś siada koło mnie. Lekko stuka mnie w ramię. Zdejmuję słuchawkę.
-Co chcesz? - Pytam.
-Chcesz znać ploty? - Przy mnie siedzi jedna z dziewczyn z mojej klasy. Jeśli się nie mylę, ma na imię Beata.
-Jakie?
-O tobie. - Wzdrygam się. Kiwam głową. - Mówią, że przestałaś puszczać się z Kozłowskim, dlatego kazał ci zostać. Tak samo mówią, że puszczasz się z resztą facetów, dlatego zdajesz.
Siedzę jak wryta. Nie mogę się ruszyć. Czuję jak Beata patrzy na mnie.
-Moim zdaniem nie powinnaś się tym przejmować. Przestań się z nią zadawać, znajdź normalnych znajomych, wyjdź na prostą.
Nie wiem, jak mam jej odpowiedzieć. Patrzę na nią zdziwiona przez dłuższą chwilę. W końcu dziewczyna wstaje i idzie do swojej grupki. Mówi coś cicho do nich i jestem pewna, że powtarza im swoje słowa.
Wkładam słuchawkę do ucha i opieram głowę o ścianę. Jestem w takim szoku, że nie słyszę dzwonka. Dopiero, gdy ktoś ciągnie mnie za ramię, patrzę w górę. Czuję się fatalnie, mam wrażenie, że zaraz się rozpłaczę. Nade mną stoi chłopak z mojej klasy, w tej chwili nie pamiętam imienia.
-Czemu nie wchodzisz? - Ma bardzo cichy, delikatny głos.
Nie odzywam się, wciąż na niego patrzę.
-No chodź. Lepiej żebyś umierała w sali, a nie na korytarzu.
Ten dziwny tekst dodaje mi otuchy. Wchodzę do klasy, unikając spojrzeń wszystkich. Gdy siadam, orientuję się, że przy biurku siedzi wychowawczyni.
-Przypominam! - Przekrzykuje ciche pomruki. - Przypominam o wycieczce za dwa tygodnie. Ci którzy nie wpłacili, a chcą jechać, niech przyniosą pieniądze na jutro. Jak zawsze zbieram ja i Olka.
Drzwi się otwierają i wchodzi przez nie zdyszana Sylwia. Przeprasza za spóźnienie, tłumaczy się opóźnieniem autobusu, bo był wypadek i siada koło mnie. Patrzę na nią zdziwiona; zwykle siedzę sama.
-Siadaj, jeszcze nie sprawdzałam obecności. Wracając do wycieczki, zgody rodziców do Sylwii. - Sylwia kiwnęła głową. - Kto wie, że na pewno nie pojedzie? Jest ktoś taki w ogóle?
Chcę podnieść rękę, że nigdzie z nimi nie jadę, ale... coś się ze mną stało i moja ręka wciąż leży na blacie stolika. Rozglądam się lekko po klasie. Jakaś dziewczyna z pierwszej ławki podnosi nieśmiało rękę.
-Zostań na przerwie chwilę. - Nakazuje jej nauczycielka. Ustala jeszcze parę spraw, sprawdza obecność.
Zaczynam żałować, że tyle ominęłam. Nic o nich nie wiem, ledwie kojarzę imiona. Gdzieś w głębi siebie zaczynam się tego wstydzić.
Kładę się na ławce, przysłuchując się rozmowom. Na przerwie staję pod parapetem, ale nie zakładam słuchawek. Czuję się głupio, jakbym była obnażona.
Słyszę koło siebie ciężkie westchnięcie. Janina opiera się o ścianę obok. Dopiero teraz zauważam, że nie ma pomalowanych oczu, tylko wytatuowane dwie kreski na górnych powiekach. Na uchu spod włosów przebijają się dwa lekkie błyski, jestem pewna, że to kolczyki. Jest ładną dziewczyną, która specjalnie ubiera się niemodnie.
Gdy podnoszę głowę, widzę koło siebie ten sam krąg ludzi, do których wczoraj odeszła Beata. Rozmawiają między sobą, ale tak, że każdy kto chce, może się przyłączyć do rozmowy. Słucham o ich problemach, kartkówkach, ocenach, wspólnych wypadach, urodzinach. Mam wrażenie, że przerwa za szybko się kończy. Wchodzimy do sali. Janina ciągnie mnie za sobą i sadza do pustej ławki, ale nie siada koło mnie, tylko przede mną.
Jako ostatni wchodzi dwóch chłopaków. Jeden siada z tyłu, drugi koło mnie. Blondyn z dłuższymi włosami do uszu. Nie pamiętam, jak ma na imię.
-Aa, siema. - Kładzie torbę na ławce i wyciąga zeszyt i długopis.
-Cześć. - Odpowiadam. Jest w nim coś, co mnie peszy.
Janina odwraca się co jakiś czas i podbiera z naszej ławki długopis, kredki, kolorowe cienkopisy. Uśmiecha się przy tym bezczelnie.
Zdałam sobie sprawę, że nie jest cichą i zawsze grzeczną dziewczyną, jak myślałam. Jest wygadana, radosna i mądra. Dowiedziałam się, że ma troje rodzeństwa, w tym dwoje młodszego. Mieszkają z dziadkami; o rodzicach nic nie wiem. Jej starszy brat wyjechał do pracy za granicę zaraz po skończeniu liceum i przysyła im pieniądze. Janina uczy się dobrze, żeby mieć stypendium prezydenta za najlepsze wyniki w nauce. Młodsza siostra chodzi do gimnazjum i ponoć też ma bardzo dobre oceny. Najmłodszy brat jest w podstawówce.
Nawet nie wiem, kiedy mija biologia. A zaraz potem cały dzień.
Wychodzę ze szkoły. Ktoś się ze mną równa. Słyszę jeszcze parę osób wokół siebie.
-Idziemy coś wszamać. Idziesz z nami? - Pyta mnie chłopak, koło którego siedziałam.
-Jasne.
Reszta też potwierdza. Janina zerka na zegarek i mówi, że może nam zaoferować całe swoje trzydzieści minut jej bezcennego czasu. Dziwię się, a po chwili grupa wybucha śmiechem.
Idę za nimi, rozmawiając z Sylwią i Beatą. Głównie dziewczyny mówią, ja tylko słucham i czasem coś dopowiem.
Nagle czuję, że ktoś łapie mnie za rękę, odwracam się i stoję naprzeciw Ady.
-A ty co? Przystałaś do kujonków, bo przestałaś się puszczać? - Pyta wściekła.
-Ciekawe, skąd o tym wszyscy wiedzą. Przecież ja nic nie mówiłam. - Odgryzam się.
-A skąd mam to wiedzieć? Chyba w końcu wszyscy się na tobie poznali.
-Nie, Ada. To ja poznałam się na tobie. Choćbym miała siedzieć sama do końca liceum... wolę to, niż spędzasz czas na bezwartościowych bzdurach z tobą.
Odwracam się, żeby dołączyć do czekającej na mnie grupki, ale mocne pchnięcie powoduje, że zataczam się do przodu. Od upadku ratuje mnie tylko wrodzone refleks. Ada jednak nie przestaje i zaczyna mnie ciągnąć za ubrania, popychać, próbując przewrócić. Nie wiem, dlaczego nie jestem w stanie jej uderzyć. Bronię się i cofam. W końcu wpadam na kogoś i ktoś otacza mnie ramionami, nie pozwalając uderzyć.
-Czego chcesz? - Na przód wychodzi Beata, za nią Sylwia i Janina. Podnoszę głowę. Chroni mnie blondyn, z którym siedziałam przez cały dzień.
-Nie wtrącaj się, kujonie.
-Bo co?
-Bo ci nakopię.
-Lakier z paznokci ci odpadnie. - Przyłączam się do rozmowy.
-Jeszcze się policzymy. - Grozi mi, wymija nas i idzie w stronę galerii handlowej.
Zapada ciężka cisza.
-Cóż... - Odzywam się. - Możesz mnie już puścić. Dzięki. - Chłopak puszcza mnie i staje obok. Ma zacięty wyraz twarzy. - Wrócę do domu.
-No coś ty. Mamy jeszcze chwilę, idziemy gdzieś zjeść. - Decyduje za nas blondyn. - Zdążę przed pracą was odwieźć. Mieszkacie gdzieś koło siebie, nie? - Patrzy na mnie i Janinę.
Dziewczyna kiwa głową.
-Mnie tylko pod podstawówkę, jak możesz. Wolałabym nie pakować Ignasia do twojego auta.
-Ja też się mogę stamtąd przejść. - Oferuję.
-Gdzie ty mieszkasz? Okolice Kozanowa?
-Tak, dokładnie.
-To tym lepiej dla mnie. Pracuję na Maślicach.
-Aha. - Kiwam głową, oszołomiona.
Fajnie się czyta wiedząc, że akcja dzieje się we Wrocławiu ;) przerywnik ten w sumie dałabym na innego bloga, a najlepiej na wattpada, bo tam więcej osób siedzi :) zastanawiam się też nad kartką z zadaniami, czy to dała jej osoba, która podróżuje w czasie czy to zbieg okoliczności :D bo w sumie nie wiem czy tu będą elementy sci-fi czy raczej to okruchy życia. Co do tytułu to ciężko mi coś wymyślić, bo jeszcze nie wiem jak się rozwinie fabuła a to też może od tego zależeć, ale może po 3 rozdziałach już na coś wpadnę ;) to idę czytać dalej
OdpowiedzUsuń