-Twoja rodzina jest z całą pewnością interesująca. - Zauważył Malfoy, gdy schodzili z szóstego piętra, gdzie przeniósł ich świstoklik.
-Właściwie nie są moją rodziną, ale tak długo przebywaliśmy razem, że chyba się już tak traktujemy.
-To miłe, a jednak nie mogę cię rozgryźć.
-Czemu?
-Widziałem już tyle twoich twarzy, masek, ale która jest prawdziwa?
-Wszystkie, Malfoy.
-Tam mówiłaś mi po imieniu.
-I nie będzie ci ubliżać, jak przy twoich wspaniałych znajomych, przywitam się z tobą "cześć, Draco"?
-Nic ich to nie powinno obchodzić.
Jennifer uśmiechnęła się pod nosem. Malfoy to zauważył i popchnął ją lekko na ścianę.
-A skoro tak się o to martwisz, możesz-
-Nie martwię się, Malfoy. - Wtrąciła Jennifer. - A przynajmniej nie o ciebie i twoje samopoczucie.
Draco spojrzał na nią pytająco.
-Martwię się tym, co się dzieje w moim domu. Nigdy nie było aż tak źle.
Malfoy oparł swoje czoło o jej. Jennifer nie wyrywała się, zalana falą współczucia i żalu.
-Czas się zbierać. Spotkanie w bibliotece jest za lekko ponad pół godziny, a trzeba jeszcze na obiad. - Jennifer wysunęła się i ruszyła dalej.
-Dursley.
-Tak? - Zapytała, zatrzymując się na schodach.
-Zaraz po spotkaniu transportuję się do swojego domu. Nie spóźnij się. I najlepiej załóż coś przyzwoitszego.
-To jest najbardziej przyzwoite. Nic lepszego nie mam.
*****
-Cześć. - Jennifer rzuciła torbę na podłogę koło krzesła, które zajęła. Za nią przyszedł Malfoy. Kiwnął delikatnie głową i z gracją zajął swoje miejsce.
-Witajcie. - Milicenta podniosła głowę znad notatek. Neville machnął ręką, wczytany w pergamin.
-No to jak z tym projektem? - Zapytała Jennifer, gdy przez dłuższą chwilę nikt się nie odzywał.
-Profesor Snape załatwił zezwolenia, a także zatwierdził plan budżetowy. Profesor McGonagall zatwierdziła zaproszenia oraz zajęła się ich dystrybucją.
-Dystrybucją? - Jennifer przerwala Ślizgonce.
-Dystrybucja to..
-Wiem, co to jest. - Warknęła Gryfonka. - Neville mówił, że mieli je dostać w dniu przyjazdu.
-Tak będzie. Jednakże najpierw muszą dostać oficjalne zaproszenie, ze wzmianką o balu.
-Zapomniałam o nim. - Mruknęła Jennifer. - Jak mniemam, partner obowiązkowy?
-Oczywiście. - Przez twarz Milicenty przebiegł grymas bólu.
-Nie wyglądasz na kogoś, kto ma problemy ze znalezieniem partnera.
-Z partnerem nie mam, zawsze mogę iść z przydzielonym. - Żachnęła Milicenta. - Z butami gorzej.
-Dobra, dobra! -Przerwał Neville. - Zaraz się zacznie babska paplanina.
-Longbottom! - Warknęła Jennifer.
-Wróćmy do tematu. O balu możecie pogadać później.
-Wracając do tematu. - Mruknęła Milicenta. - Zaproszenia są u profesor McGnagall. Zezwoleniami zajął się profesor Snape. Myślę, że salą możemy zająć się dzień wcześniej. Mniemam, że mogę liczyć na twoją pomoc, Jennifer?
-Tak. - Jennifewr słuchała z uwagą. - Teraz... zakwaterowanie?
-Myśleliśmy nad trzecim albo szóstym piętrem. - Milicenta skreśliła coś ze swojej listy. - Musimy dzisiaj podjąć decyzję. Dobrze by było, abyście poszli w poniedziałek po oficjalne pozwolenie. - Milicenta spojrzała na Jennifer i Dracona.
-Ile mamy wolnych pokoi?
-Po trzynaście damskich i męskich.
-Nie wiem, jak jest we Francji, ale lepiej wykluczyć "trzynastkę". Lepiej dać dwanaście pokoi i jeden jako garderobę w dniu balu. I raczej trzecie piętro. Szóste mogą odebrać jako zniewagę dla obolałych nóżek. Z resztą nie wiadomo, co może odwalić schodom.
-Też prawda. W takim razie pokoje na trzecim. Skoro panowie milczą, uznaję za pewnik, iż się zgadzają.
-Okej, to teraz... kategorie festiwalu?
- A co z nazwą? - Wtrącił Neville.
-Festiwal ... Talentów? - Rzuciła Gryfonka.
Malfoy westchnął. I zgłosił obiekcje, co do nazwy projektu.
*****
-Dobrze, dobrze! Hej! Dość! -Jennifer uderzyła książką w blat stołu. Pani Prince zgromiła ich wzrokiem, ale Gryfonka nawet na nią nie spojrzała. - Zapisałaś wszystko?
-Tak.
-Czy coś jeszcze mamy zrobić?
Milicenta zaczęła mruczeć pod nosem, odhaczając kolejne zagadnienia ze swojej listy.
-Prowadzący?
-A ktoś chętny? - Gryfonce nikt nie odpowiedział.- Trzeba zrobić rekrutację... chociaż wiem, kto się zgłosi.
-Kto? - Neville zerknął na Gryfonkę.
-Ginny. - Odpowiedzieli Gryfoni.
-Wpisane. - Milicenta podniosła głowę. - A z płci brzydkiej... może Teodor?
-Nie. - Draco uśmiechnął się, zabrał dziewczynie pergamin i pióro i zadowolony napisał nazwisko.
-Blaise? Nie zgodzi się.
-Zgodzi. - Pokiwał głową Draco. - Na pewno się zgodzi. Jak nie, to ja będę stał obok wiewióry.
-Malfoy!
-Czyli... - Wtrąciła Milicenta. - Koniec etapu pierwszego - planowania, tak? To teraz etap drugi - organizacja. Zadania przydzielone, goście za tydzień. Powodzenia.
-Wzajemnie.
*****
-Dursley.
-Chyba lubisz wymawiać moje nazwisko, Dracusiu. - Jennifer spojrzała na niego badawczo.
-Tylko nie "Dracusiu". I nie wyobrażaj sobie.
-"Dracuś" brzmi dobrze tylko w ustach Parkinson?
Malfoy wzdrygnął się na wzmiankę o Ślizgonce. Szli przed siebie pustym korytarzem. Większość uczniów wyległa na błonia, aby cieszyć się ostatnimi ciepłymi dniami.
-Nie przypominaj mi o niej.
-W zeszłym roku trudno było was zobaczyć osobno. Czyżby słodka Pansy stała się zbyt zaborcza?
-Już od zeszłego roku mnie obserwujesz? - Draco puścił dziewczynie oczko.
-Ciężko było was nie zauważyć. Nie mogliśmy jeść, zaraz targały nami odruchy wymiotne. - Jennifer skrzywiła się.
-Mówiłem, żebyś mi o niej nie przypominała.
-Nie wiem dlaczego akurat dla ciebie nie miałabym być złośliwa.
-Bo przynajmniej na razie jesteśmy na siebie skazani?
-Na razie jestem skazana na podróż do twojego domu rodzinnego. Zastanawiam się, czy moja nieczysta noga będzie miała, gdzie stanąć.
-Hahaha. Bardzo śmieszne. - Burknął Ślizgon. - Mówiłem ci, żebyś założyła coś przyzwoitego.
-To jest wystarczające. - Jennifer szybko zerknęła na swoje czarne rurki, czarny podkoszulek i rozpiętą koszulę w czerwono-czarną kratę. - Nie idę z tobą na randkę.
-A chciałabyś?
-Mieć koszmar na jawie? Zdecydowanie nie. Rusz tę swoją arystokratyczną dupę, bo zaraz się spóźnimy.
-Nie martw się o spóźnienie. Arystokraci zawsze mają na wszystko czas. W dobrym tonie jest się spóźnić nawet parę minut.
-Doprawdy? Cóż za wspaniała etykieta.
-Kwestia czystości krwi. Dlaczego twierdzisz, że randka ze mną byłaby dla ciebie koszmarem?
-Bo to miałoby przerażające konsekwencje.
-Jakie?
-A wyobrażasz sobie nas razem za rok, dwa, pięć, dziesięć lat? Czystokrwistego bogatego dupka i kogoś takiego jak ja, kto nie wie, do którego ze światów należy?
Draco zatrzymał się i pchnął ją lekko na ścianę. Jennifer nie opierała się, stała spokojnie między opartymi o koło niej rękoma Malfoya. Czuła jego frustrację i zniecierpliwienie, jakby zabawa, w którą zacząć grać za bardzo się przedłużała i tracił nad nią kontrolę.
-Należysz do świata magii. Nie możesz na stałe wrócić do świata mugoli.
-Mogę złamać różdżkę, wyrejestrować się, poddać wymazaniu pamięci.
-Nie masz żadnych papierów.
-Mam. Według nich mam nauczanie indywidualne. Zapewniłam sobie powrót do do... do świata mugoli.
-Nie nazwiesz tego miejsca domem?
-Ty też tak swojego nie nazywasz.
Draco uśmiechnął się z lekkim niedowierzaniem, wymalowanym na twarzy.
-Nie zawsze wszystko jest tak, jak byśmy chcieli. Czasem nic nie jest takie, jakie się na pierwszy rzut oka wydaje.
-Niestety, muszę się z tobą zgodzić. - Westchnęła Jennifer.
Draco patrzył przez chwilę nieobecnym wzrokiem gdzieś w bok. Po chwili gwałtownie odwrócił głowę, spojrzał na Jennifer i mocno ją pocałował. Przyciągnął do siebie, wsunął palce w jej włosy. Jennifer, zbyt zszokowana, by zareagować, poddała się, czując przyjemne ciepło, które rozlewało się z jej i... jego serca. Czuła bicie jego serca, reakcję jego organizmu. Zalało ją, ich to uczucie, dali się ponieść. Radość, dzika, szalona i wolna radość opanowała ich. Jennifer sunęła dłonie po torsie chłopaka, aż złączyła je na karku. Szaleństwo, dziwne pożądanie, rodzące się w sercu, przyjemność, rozlewające się ciepło, smak ust... Wszystko to łączyło się w tym długim, namiętnym pocałunku...
Coś w Jennifer zaskoczyło, ugryzła lekko wargę Malfoya. Ślizgon zamarł, jeszcze przez chwilę trzymając lekko w zębach górną wargę Gryfonki. Odsunął się powoli, a ich oboje zalała fala żalu, że to się skończyło, wstydu, że trwało tak długo, wątpliwości, czy ktoś to widział, zażenowanie, że to w ogóle się zaczęło...
-Malfoy? - Szepnęła dziewczyna, niepewna, co powinna zrobić.
Draco wciąż stał blisko niej. Jeszcze trzymał ręce w jej włosach. Spojrzał na nią swoimi stalowoszarymi, teraz przestraszonymi oczami.
-To nie ja. - Wyszeptał bardzo cicho. - Chciałem się podroczyć, chciałem... ale to nie ja.
-Wiem, Malfoy. - Jennifer delikatnie dotknęła rąk Ślizgona i wyciągnęła je ze swoich włosów. Czuła głęboki szok chłopaka, że aż tak dał się ponieść.
-Nie wiesz, Dursley. Skąd masz wiedzieć.
-Czułam to. Tę cholerną moc zaklęcia, którym ktoś nas potraktował. Od czasu wyjścia ze Skrzydła Szpitalnego, potrafię... umiem cię wyczuć. To chyba nie jest dobre słowo. Wiem, o czym intensywnie myślisz. Wiem, kiedy się z czegoś cieszysz. Kiedy się smucisz. Kiedy ktoś cię zdenerwuje. Kiedy jesteś zrelaksowany. To przed chwilą też czułam. Ten dziwny... nienazwany żar, te... pożądanie.
Malfoy wsparł swoją głowę o jej czoło.
-Na chwilę. Zaraz mi... - Zaczął Draco.
-Wiem. Mnie też rozbolała głowa.
-Ja cię nie czuję. Czemu tylko ty możesz mnie czuć?
-Nie wiem. Nic nie znalazłam w bibliotece o takim przypadku. Nawet nic zbliżonego.
-Muszę na chwilę zajść do posiadłości, potem porozmawiamy.
Jennifer zeszła z Malfoyem do lochów, a potem do komnaty profesora Snape'a. Ślizgon dotknął dłonią drzwi, które otworzyły się na oścież. Na stoliku leżała książka "Eliksiry dla zaawansowanych. Tom 2."
-Świstoklik. - Domyśliła się Jennifer. Malfoy pokiwał głową i oboje dotknęli magicznego przedmiotu.
*****
Obserwowanie wkurzonego, nieobliczalnego człowieka nie należy do najrozsądniejszych pomysłów. Szalejąca furia może dotknąć każdego, nawet tego, kto znalazł się w nieodpowiednim czasie i nieodpowiednim miejscu.
-Może już jej odpuścisz, co?
-Ja mam jej odpuścić? Odkąd chodzi do tej swojej pieprzonej szkoły cały czas mnie upokarza!
-Chcesz iść w ślady swojej matki? Ona też przejmowała się reputacją. I co z tego miała? Żyła życiem sąsiadów, straciła swoje. Chcesz tak żyć?
-A ty? - Dudley podszedł do przyjaciela. - Ty też chcesz tak żyć? Uciekając przed swoją matką?
-Dobrze wiesz, że czekam, aż oboje się usamodzielnią. Potem wymierzę sprawiedliwość.
-Zadźgasz ją?
-Jeśli będzie trzeba. - Joshua wzruszył ramionami. - Jenny naprawdę się o ciebie martwi.
-Jakoś tego nie widzę.
-To może czas, abyś otworzył oczy?
Dudley fuknął i usiadł w fotelu obok. Salon został cały zdemolowany.
-Czas się wziąć za siebie, D. Możemy zacząć od skończenia liceum.
Dudley chciał coś odpowiedzieć, ale Joshui już nie było.
*****
-Maggie... to co mówiła Jenny... to znaczy, że jest coś we mnie złego?
-Dlaczego tak myślisz? - Dziewczyna podniosła oczy znad książki.
-Bo powiedziała, że jestem taki jak ona. A pan Drewl powiedział, że ona jest zła.
-Nie słuchaj tego pana. Ty nie jesteś zły. I Jen też nie jest.
-Ale co to znaczyło, że jestem taki jak ona? - Bez przestał bawić się traktorkiem. - Będę miał długie włosy?!
-Ciszej. Oczywiście, że nie będziesz miał.
-Będę?! Nie! Nie chcę!
-Przecież mówię, że nie będziesz miał długich włosów. Jesteś chłopcem.
-Josh też!
-Przecież Josh nie ma długich włosów! Uspokój się. Ben! Uspokój się.
-Ale nie ma też krótkich.
-Benny, Boże, uspokój się. Jenny nic złego nie miała na myśli. Zobacz, jaka jest zdolna. Bardzo dobrze się uczy i płaci czesne za szkołę, a niekiedy jeszcze ci coś przywozi, prawda? O to jej chodziło. Że jesteś mądry i zdolny.
-Ale... ale pani Drewl powiedziała, że widziała, jak Jenny robi złe rzeczy.
-Jakie złe rzeczy? I... czekaj, kiedy pani Drewl ci to powiedziała?
-Jak ostatnio tu Jenny była. Pani Drewl podeszła do mnie, gdy bawiłem się z Nicky i mi to powiedziała.
-Co ci dokładnie powiedziała?
-Powiedziała: "Ach, ta Jennifer, od Dursleyów, robi same paskudne rzeczy. Podąża bardzo złą ścieżką, a nasz Pan się bardzo o nią martwi. Tak samo jak ten mój mąż, drepcze z nią po bardzo niebezpieczne drodze, ale dla niej jest jeszcze nadzieja."
-Tak ci powiedziała?
-Coś takiego.
-Benny, kochanie, wiesz, że pani Drewl nie żyje od czterech lat? Miała wypadek samochodowy. Ona i jej córka nie przeżyły.
Benny popatrzył na nią swoimi dużymi oczyma.
-Maggie.... Pani Drewl puka do drzwi.
-Co? Ben, nikt nie pu...
Przerwało jej pukanie do drzwi. Maggie pisnęła ze strachu.
Przygody bohaterów dwóch zupełnie innych historii.
Ogłoszenia
Postanowiłam znów poświęcić się pisaniu. Może nie aż tak, jak niegdyś, ale chciałabym móc pisać tak lekko. Ostatnio szło mi naprawdę topornie. Cokolwiek wyklepałam na klawiaturze czy rozpisałam atramentem, było nudne, oklepane albo za słodkie. Dlatego zamysł na (nienazwany jak dotąd) przerywnik ;)
Każdego, kto czyta, proszę o komentowanie. Wystarczy zwykła buźka. To potrafi bardzo zmotywować do dalszego pisania ;)
Oooo mocna końcówka :D Szkoda, że przerwałaś rozdział w takim momencie, nooo ja już chcę wiedzieć co dalej :( Będzie atak zombie? Hahaha. I ten pocałunek Draco i Jennifer, hmmmm ciekawe czy to faktycznie jakieś czary :D Tak przyjemnie się czyta te Twoje rozdziały, piszesz super i trzymaj tak dalej, a może i lepiej!
OdpowiedzUsuń